logo

Film animowany nie cieszy się jednak w Polsce popularnością.
W kraju znany jest tylko wąskiej grupie specjalistów. A przecież Polska w tej dziedzinie odnosi międzynarodowe sukcesy. Wystarczy przypomnieć „Tango" Zbigniewa Rybczyńskiego - uhonorowane jedynym Oscarem, jaki kiedykolwiek otrzymał polski film. Uważam, że polskie kino animowane to kolejna rzecz, której nie potrafimy odpowiednio sprzedać. Kiedyś zaproponowałem, żeby w Pegazie, na przykład co dwa tygodnie, pokazać jeden film animowany. Nikt się tym nie zainteresował.

Od jakiegoś czasu zacząłeś także pisać muzykę do komedii: „Zmiennicy", „Co to konia obchodzi", „Goryl, czyli ostatnie zadanie". Zapewne coś w tym dla siebie znalazłeś?

Kino polskie straciło swój pazur - w tej chwili jest na zakręcie i ciekawe co będzie dalej.  Jedne tematy  zostały wyeksploatowane, innych wciąż nie można ruszyć. Bardzo chętnie na przykład napisałbym muzykę do komedii oPrzemysław Gintrowski, Jacek Kaczmarski, Mury, Stanisław Bareja, Joanna Trzepiecińska, muzyka filmowa, kompozytor, Zmiennicy, Matka Królów, Solidarność naszym wojsku, czy milicji. Wszędzie na świecie kręci się filmy satyryczne na temat armii, policji - u nas jest to temat tabu. Próbował wprowadzić takie postacie Stanisław Bareja, ale określone czynniki wykazywały kompletny brak poczucia humoru. Pożyjemy, zobaczymy; mówią, że nadszedł czas wielkiej zmiany.

A muzyka do filmów dokumentalnych? To chyba zupełnie odmienne zadanie?

Pierwszy dokument, który zilustrowałem, powstał w 1981 roku i nigdy dotąd nie był pokazywany. Nosi tytuł „Sto dni", a zrealizował go Tomasz Pobóg-Malinowski. Opowiada o początkach „Solidarności". Niedawno pracowałem z młodą, utalentowaną reżyserką Ewą Borzęcką przy filmie pod tytułem „I odpuść nam nasze winy". Traktuje on o pewnym mieszkaniu przy ulicy Nowogrodzkiej, gdzie przychodzą samotni, starzy, zapomniani przez wszystkich ludzie na darmowe posiłki. Okazuje się, że starość u nas jest demokratyczna równa dla wszystkich. Jest tam partyjny i prostytutka, robotnik i wybitny profesor.

Czy masz ulubionych kompozytorów tworzących dla kina?
Tak, oczywiście, ale nie okażę się chyba zbyt oryginalny w swoich gustach, jeżeli powiem, że podoba mi się Ennio Morricone, Vangelis, Michele Legrand. To kompozytorzy, którzy poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Prawdziwą rewelacją stała się dla mnie jednak ścieżka dźwiękowa stworzona przez Mike'a Oldfielda do „Pól śmierci" Rolanda Joffe.

A twój ulubiony gatunek filmowy?
Ja w ogóle kocham kino i oglądam wszystko jak leci.

Twoje spektakle: „Pamiątki" (nagroda  „Solidarności" w dziedzinie kultury za rok 1983) i „Raport z oblężonego miasta" cieszyły się dużą popularnością, a jednak od 1986 roku nie pokazywałeś się na estradzie. Nie brakuje ci bezpośredniego kontaktu z publicznością?
Brakuje, ale musiałem odpocząć i naładować akumulatory.

Rozumiem, że trzymasz coś w zanadrzu?
Tak, spektakl „Kamienie", do którego wykorzystałem teksty Jerzego Czecha i kilka wierszy Zbigniewa Herberta. W „Kamieniach" wystąpię z młodą aktorką Joanną Trzepiecińską („Rzeka kłamstwa", „Dotknięci"). Całość pod względem muzycznym będzie bardziej rozbudowana niż to, co dotychczas robiłem — oprócz gitary i fortepianu wykorzystam jeszcze instrumenty elektroniczne. Premiera odbędzie się w nowym sezonie, w jednym z warszawskich teatrów.

Nad czym obecnie pracujesz?
Zaprosili mnie do współpracy Jerzy Sztwiertnia i Waldemar Krzystek. Pierwszy przystępuje do zdjęć filmu o czterech wieszczach „Trybuna romantyków", drugi kręci „Ostatni prom" — o wybuchu stanu wojennego.

Czy nadal będziesz pracował tak intensywnie?
Nie, postanowiłem zwolnić tempo, pracować trochę spokojniej. I choćby się waliło i paliło, choćby zadzwonił nawet sam Fellini, w tym roku wyjeżdżam na urlop.

Rozmawiał: SŁAWOMIR ZYGMUNT, FILM 1989, Nr 26

Przeczytaj także: Przemysław Gintrowski: mniej mi się chce, Gintrowski: wciąż chce zmieniać świat, Gintrowski: choćby zadzwonił sam Fellini, Gintrowski: kanapka z człowiekiem, Jacek Kaczmarski: lekcja historii, Jacek Kaczmarski: obywatel świata, Aleksander Galicz: rosyjski Homer, Mercedes Sosa: wolność ponad wszystko.