logo

Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński, Zbigniew Herbert, Bogusław Linda, liceum im. Rejtana, Janusz Kijowski, kino moralnego niepokoju, Indeks, Kung-fu, inżynier, muzyka, kompozytor, pieśniarz, bard, ballada, piosenkarz, piosenka, utwór, śpiew, kompozycja, komunizm, PRL, harcerz, fizyka, studia, niezależna kultura, klub studencki, teatr, kabaret, recital, Solidarność, Mury, bat, leń, lenistwo, muzyka filmowa, composer, koncert, Mickiewicz, Paryż, Włodzimierz Wysocki, kontrakt, stan wojenny, cenzura, szok, protest, Mizeum Archidiecezji, wolność, poliglota, knebel, publiczność, emigracja, bunt, emocje, artysta, Mozart, poeta, Uniwersytet Warszawski, tekściarz, powielacz, Raport z oblężonego miasta, dyskoteka, Wajda, Kieślowski, Holland, Klub Filmowców, Festiwal Piosenki Aktorskiej, flaszka, impreza, pichcenie, gotowanie, tłum, bankiet, Odpowiedź, Pan Cogito, taniec, whisky, ściana, Marzec 68
Przemysław Gintrowski zmarł 20 października 2012 roku po ciężkiej chorobie. Jeszcze niedawno był pełen energii i planów, w ostatnich latach nagrał dwie bardzo dobre płyty, wrócił także do koncertowania. Ale to już były ostatnie utwory, które Przemysław Gintrowski nam ofiarował.

Znałem go ponad 30 lat, zapraszałem do Hybryd do jury Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej (OPPA), wystąpiłem z nim w kilku koncertach (m.in. w Auditorium Maximum na Uniwersytecie Warszawskim w 1983 roku). Przeprowadziłem z Przemkiem także kilka wywiadów, pierwszy w 1989 roku, ostatni w 2008 roku. Oto opowieść, która jest efektem tej ostatniej rozmowy.

Bohaterstwo, wielkie złudzenia i rozczarowanie. To nie tak miało być! W każdej rewolucji, po fali entuzjazmu i uniesienia przychodzi gorycz. Bo codzienność to kiepskie miejsce dla ideałów. A żal! Przemysław Gintrowski, jeden z tych artystów którzy wbijali nam do głowy czym jest wolność, uczciwość, honor, patriotyzm, niezależność i odpowiedzialność, dziś próżno szuka tych wartości w nowej Polsce. 30 lat po kultowym programie "Muzeum" (tria Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński), niecodziennej, pisanej słowem i muzyką, lekcji historii w galerii polskiego malarstwa patriotycznego, Gintrowski wciąż wierzy, że właśnie te wartości to najlepsze życiowe drogowskazy. I przypomina je w swoich nowych utworach.


WCIĄŻ CHCE ZMIENIAĆ ŚWIAT
Przemysław Gintrowski po kilkuletnim milczeniu powrócił na scenę. Śpiewa swym charakterystycznym ochrypłym głosem wiersze Zbigniewa Herberta.

Był jedynakiem, ukochanym dzieckiem rodziców. Żadnego młodzieńczego buntu nie przeżywał. Bez szemrania przyjął zasady ustanowione przez ojca. Wychowano go w sposób dość twardy: "To ci wolno, ale tego już nie". Do 18 roku życia musiał wracać o 20.00 do domu. I nie było zmiłuj. Natomiast później ojciec mu powiedział: "Gdybyś miał nie przyjść na noc, to zadzwoń i powiedz matce, żeby się nie denerwowała".
Wtedy jeszcze PRL młodemu Gintrowskiemu nie przeszkadzał. Być może, gdyby nie trafił do warszawskiego liceum im. Rejtana i do słynnej 1 Drużyny Harcerzy zwanej "Czarną Jedynką", nie zostałby później bardem opozycji. To tam młody Przemek nauczył się pierwszych antypaństwowych piosenek. Do dzisiaj pamięta fragment jednej z nich: "Źle było, źle będzie, w Polsce i wszędzie". Jego drużynowym był Janusz Kijowski, późniejszy współtwórca "kina moralnego niepokoju", reżyser m.in. takich filmów jak "Indeks", "Kung-fu".

"Gdyby nie Marzec 68, nie zaśpiewałbym 10 lat później "Murów". Bo wtedy, tak naprawdę, zrozumiałem czym jest komunizm. Miałem 17 lat i wtedy pierwszy raz dostałem pałą po tyłku. Nie chodzi tu tylko o ból fizyczny, bardziej o upokorzenie, o te wszystkie kłamstwa, o szczucie jednych ludzi na drugich. Nie rozumiałem, dlaczego mój szkolny kolega, żydowskiego pochodzenia, nagle musiał wyjechać z Polski" - wspomina Przemysław Gintrowski. Do końca się z tym nie pogodził.

Po zdaniu matury chciał iść na fizykę na Uniwersytet Warszawski, ale wciąż był posłusznym synem. Gdy więc rodzice, ciotki, wujowie mówili: "Zostań inżynierem, to taki zacny zawód, będziesz miał w ręku konkretny fach - poszedł na Politechnikę na Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa. Bo wtedy bycie inżynierem nobilitowało. "Ale fizyka wciąż mnie interesowała i po skończeniu Politechniki zacząłem ją studiować na Uniwersytecie Warszawskim. Ja mam umysł ścisły. Tak często się zdarza, że ludzie z uzdolnieniami muzycznymi mają predyspozycje do przedmiotów ścisłych" - mówi Gintrowski. Na fizyce Przemek miał indywidualny tok nauki, ale nie skończył tych studiów, bo muzyka zaczęła go coraz bardziej absorbować, wciągać, zajmować.Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński, Zbigniew Herbert, Bogusław Linda, liceum im. Rejtana, Janusz Kijowski, kino moralnego niepokoju, Indeks, Kung-fu, inżynier, muzyka, kompozytor, pieśniarz, bard, ballada, piosenkarz, piosenka, utwór, śpiew, kompozycja, komunizm, PRL, harcerz, fizyka, studia, niezależna kultura, klub studencki, teatr, kabaret, recital, Solidarność, Mury, bat, leń, lenistwo, muzyka filmowa, composer, koncert, Mickiewicz, Paryż, Włodzimierz Wysocki, kontrakt, stan wojenny, cenzura, szok, protest, Mizeum Archidiecezji, wolność, poliglota, knebel, publiczność, emigracja, bunt, emocje, artysta, Mozart, poeta, Uniwersytet Warszawski, tekściarz, powielacz, Raport z oblężonego miasta, dyskoteka, Wajda, Kieślowski, Holland, Klub Filmowców, Festiwal Piosenki Aktorskiej, flaszka, impreza, pichcenie, gotowanie, tłum, bankiet, Odpowiedź, Pan Cogito, taniec, whisky, ściana, Marzec 68

RODZIMI BARDOWIE
Zaczął występować na studenckich scenach i wkrótce poznał Jacka Kaczmarskiego. Wtedy kluby studenckie wyglądały zupełnie inaczej niż teraz, były przyczółkiem niezależnej kultury, działały świetne teatry, kabarety, z recitalami występowali młodzi, zbuntowani piosenkarze. Rodzimi bardowie. Ich siłą była prostota przekazu i jego autentyzm.

Kiedy do Przemka i Jacka dołączył pianista Zbigniew Łapiński w 1979 roku doszło do premiery legendarnego programu "Mury". Sukces "Murów" przeszedł najśmielsze oczekiwania. Publiczność, składająca się głównie z młodych ludzi, waliła drzwiami i oknami. Do niedużej sali na 100 osób, wchodziło 200. Ludzie siedzieli wszędzie, także pod fortepianem. Potem tytułowa piosenka z programu "Mury" została wręcz "zawłaszczona" przez "Solidarność". "Nie mieliśmy oczywiście nic przeciwko temu, ale moim zdaniem ten utwór nie został w pełni zrozumiany przez ludzi "Solidarności". Oni usłyszeli tylko refren: "wyrwij murom zęby krat/zerwij kajdany, połam bat/a mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat". Zapomnieli o zakończeniu piosenki, w którym jest mowa jak szybko wyrastają nowe mury. My nie tworzyliśmy nic na konkretną chwilę. Nasza muzyka dotyczyła pewnych podstawowych wartości. Chcieliśmy pokazywać, że warto żyć zgodnie z nimi i je chronić" - mówi Gintrowski.

Dzisiaj jest rozczarowany i niezadowolony z tego jak Polska jest rządzona. Nie podoba mu się, że ludzie byłego systemu wciąż mają tyle do powiedzenia. Ci ludzie, którzy mieli zmieniać Polskę sami się zmienili. Tak jak ojciec jest zwolennikiem jasnych i przejrzystych zasad. Ale ciągle potrzebuje kogoś, kto będzie go napędzał, popychał do działania, tak jak kiedyś Jacek Kaczmarski. "Ja jestem leniem, nie ma co ukrywać. Jacek zmuszał mnie do pracy. Gdy razem występowaliśmy, to ja miałem bat nad głową. Dawał mi teksty i strasznie się wściekał, gdy szybko nie napisałem muzyki. Nie skomponowałbym tyle, gdyby nie Jacek" - mówi Przemysław Gintrowski. "Kaczmarski miał taką potrzebę, by to co napisał zaraz grać ludziom. A ja nigdy nie miałem potrzeby pokazywania ludziom swojej twórczości. Kiedy utwór powstanie, przestaje mnie już interesować. Dlatego tak lubię pisać muzykę filmową. Nie wiąże się to bowiem z zobowiązaniami koncertowymi, a nawet z koniecznością oglądania tych filmów. Choć na ogół później je oglądam".

To była szorstka przyjaźń. Przemek z Jackiem rywalizowali ze sobą. Każdy z nich miał swoje ambicje, chciał być lepszy od drugiego. Zwłaszcza w tym pierwszym okresie ich znajomości. Ale po pewnym czasie zaczęli się docierać jako kumple i jako artyści. Choć Jacek później napisał trochę złośliwie:
"Partnerzy także źródłem troski/ciąży przyjaźni kamień młyński/niezbyt wysilał się Gintrowski/nazbyt wysilał się Łapiński/tyleśmy wspólnie wznieśli Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński, Zbigniew Herbert, Bogusław Linda, liceum im. Rejtana, Janusz Kijowski, kino moralnego niepokoju, Indeks, Kung-fu, inżynier, muzyka, kompozytor, pieśniarz, bard, ballada, piosenkarz, piosenka, utwór, śpiew, kompozycja, komunizm, PRL, harcerz, fizyka, studia, niezależna kultura, klub studencki, teatr, kabaret, recital, Solidarność, Mury, bat, leń, lenistwo, muzyka filmowa, composer, koncert, Mickiewicz, Paryż, Włodzimierz Wysocki, kontrakt, stan wojenny, cenzura, szok, protest, Mizeum Archidiecezji, wolność, poliglota, knebel, publiczność, emigracja, bunt, emocje, artysta, Mozart, poeta, Uniwersytet Warszawski, tekściarz, powielacz, Raport z oblężonego miasta, dyskoteka, Wajda, Kieślowski, Holland, Klub Filmowców, Festiwal Piosenki Aktorskiej, flaszka, impreza, pichcenie, gotowanie, tłum, bankiet, Odpowiedź, Pan Cogito, taniec, whisky, ściana, Marzec 68modlitw/rozeszliśmy się bez melodii".

Tak naprawdę nigdy się nie rozstali.

PASZPORT? NIE
W październiku 1981 roku trio Gintrowski-Kaczmarki-Łapiński wyjechało do Francji na koncerty. I tam muzycy otrzymali  propozycję nagrania płyty, w tej samej wytwórni, w której nagrywał Włodzimierz Wysocki. I tu następuje przypadek, jeden z niewielu w życiu Przemysława Gintrowskiego. Kaczmarski, który jako jedyny z ich trójki znał francuski, zostaje we Francji, by dopilnować kontraktu. Gintrowski z Łapińskim wracają do kraju, by przełożyć na inne terminy zaplanowane wcześniej koncerty. "Nagranie płyty wiązało się z tym, że musielibyśmy zostać we Francji kilka miesięcy. Miałem więc pozałatwiać nasze sprawy w kraju i zaraz wracać do Paryża" - wspomina Przemysław Gintrowski. "Ale kiedy 8 grudnia poszedłem do Agencji Artystycznej Pagart po swój paszport, dowiedziałem się, że nie mogę wyjechać do Francji. Warto przypomnieć, że w tamtych czasach paszporty były zamknięte na komisariatach milicji w pancernych szafach, szufladach, sejfach. Artystom paszporty wydawał Pagart".

Ale nawet gdyby Gintrowski dostał paszport i wyjechał na Zachód nie mógłby zostać na emigracji tak jak Jacek. "Nie mógłbym żyć poza Polską, choć muzykę da się  pisać wszędzie. To kwestia mojego charakteru oraz tego, że to co robię ściśle wiąże się z polską kulturą, historią, językiem" - mówi Gintrowski. Stan wojenny zastał go na koncertach w Poznaniu. Kiedy 12 grudnia wieczorem chciał zadzwonić do rodziców, z którymi wciąż mieszkał, okazało się, że telefony nie działają. W Polsce wprowadzono stan wojenny.