Przemysław Gintrowski i Jacek Kaczmarski byli idolami pokolenia Solidarności. Wyrażali bunt, rozpacz i nadzieję. A dziś, kiedy zabrakło tamtej, komunistycznej adrenaliny? Jacek odszedł. A Przemysław Gintrowski staje się coraz bardziej liryczny. Kilkanaście lat temu, wtedy gdy powstał ten wywiad, z pokorą, ale i z rozgoryczeniem przyjął dojście postkomunistów do władzy. Rzeczywistość znów potrzebuje kogoś, kto będzie przecierał różowe okulary. Ale Gintrowski chce teraz mówić tylko w swoim imieniu.
Sławomir Zygmunt: W tym roku (1996) upływa 20 lat od twojego debiutu. Czy w związku z tym jubileuszem planujesz jakiś większy koncert?
Przemysław Gintrowski: Owszem, przymierzam się do dużego koncertu. Wybiorę kilkanaście piosenek, tych najbardziej znanych i tych które lubię. Część z nich wykonam w starej wersji (gitara z fortepianem), a część z orkiestrą. Zaproszę także kilku aktorów dla których pisałem piosenki. W drugiej części tego koncertu zaprezentuję poważniejsze, większe formy, które napisałem na orkiestrę, między innymi do poematu Anny Kamieńskiej. W tej chwili jestem po rozmowach z Telewizją Polską, która jest zainteresowana tym projektem. Koncert odbędzie się późną jesienią tego roku.
Czy trudno się wraca do piosenek napisanych wiele lat temu?
Nie zawsze. Trudno jest usiąść i je na nowo zaaranżować. Gdy słucham starych rzeczy, to czasem mówię sobie - teraz pewnie tego tak bym nie zrobił. Ale często też mówię: o, to jest ok.
Byłeś kiedyś swoją twórczością mocno zaangażowany politycznie. W tej chwili ludzie już są zmęczeni polityką, uciekają od niej. Nie kupują już tych płyt, kaset. Czy artysta powinien się angażować w politykę?
Powołaniem artysty jest bycie uczciwym i stanie na straży pewnych wartości moralnych. Gdy żyliśmy w systemie totalitarnym, to dla mnie było oczywiste, że artysta powinien się angażować w politykę i za pomocą swojej twórczości walczyć z niesprawiedliwością. Dzisiaj są inne czasy, nadal mógłbym pisać nowe piosenki na temat tego co się u nas aktualnie dzieje. Tylko po co? Żyjemy w innym kraju, teraz ludzie już sami decydują. Istnieją wolne wybory, społeczeństwo wypowiedziało się za takim parlamentem a nie innym. Gdy żyliśmy w zniewoleniu czułem, że występuję w ich imieniu i w obronie tych wszystkich, którzy byli przeciwni temu systemowi. W tej chwili nie występuję w niczyim imieniu, tylko w swoim. Skoro 50 procent ludzi głosowało na Aleksandra Kwaśniewskiego, to znaczy, że taka jest wola ludu. I mimo że ja nie należę do elektoratu Kwaśniewskiego, to przyjmuję to do wiadomości i godzę się z tym. Obecnie uciekam w swojej twórczości od polityki. Ten etap mam już za sobą. Choć, gdyby zaistniała taka potrzeba, to zabiorę jeszcze głos.
Jaki był powód tego, że przestałeś grać z Jackiem Kaczmarskim?
Jacek wyjechał do Australii...
Przecież po jego powrocie do Polski sześć lat temu nagraliście kilka płyt i zagraliście wiele koncertów. Podobno się pokłóciliście, jeśli to nieprawda to zdementuj tę plotkę.
To jest nieprawda, ewidentna nieprawda, przykładem może być tekst, który tu leży. Tuż przed wyjazdem Jacek zostawił mi dłuższy tekst, z prośbą abym skomponował do niego muzykę. Z Kaczmarskim zacząłem grać w drugiej połowie lat 70. Po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego Jacek postanowił zostać na Zachodzie. Wrócił po 10 latach. Jednak czasu nie da się zatrzymać. W ciągu tych lat każdy z nas robił coś na na własny rachunek. Ja grałem koncerty, pisałem muzykę do filmów, spektakli teatralnych, Jacek - pisał piosenki, jeździł z występami do Polonii na całym świecie. Po powrocie Jacka do Polski znów postanowiliśmy grać razem, nie rezygnując jednak z tego co każdy z nas robi indywidualnie. Wspólnie zrobiliśmy nowy program "Wojna Postu z Karnawałem". Trzeba jednak pamiętać, że obecnie zapotrzebowanie na ten rodzaj twórczości, zaangażowanej mocno w sprawy polityczne i społeczne, nie jest już takie jak przed rokiem 1989. Kraj się zmienia i ta tematyka już tak bardzo ludzi nie interesuje... Jacek przeniósł się na stałe do Australii z powodów wyłącznie osobistych. Tak więc, nie pokłóciliśmy się.
Film "Tato" - debiut reżyserski Macieja Ślesickiego - zdobył wiele nagród i cieszył się dużym powodzeniem wśród widzów. Ty napisałeś do tego filmu muzykę. Komponujesz dla kina już od 16 lat i masz na swoim koncie ponad 30 filmów. Jednak dopiero teraz ukazała się twoja pierwsza płyta z muzyką filmową, właśnie do "Taty". Jakbyś to skomentował?
Kiedyś w Polsce w ogóle wydawało się mało płyt, zaś z muzyką filmową - wcale. Teraz są inne czasy, zresztą od kilku lat muzyka filmowa stała się modna. Dużo się o niej mówi, puszcza się ją w radiu, często piosenki filmowe okupują czołowe miejsca na listach przebojów. Nie jest to już tylko muzyka instrumentalna...
No właśnie. W tej chwili często do muzyki filmowej dodaje się kilka przebojowych piosenek. Na twojej płycie też jest kilka hitów w wykonaniu Varius Manx, De Mono, Kayah itp. To taki trochę marketingowy chwyt.
Myślę, że to jest dobry zabieg. Nie wynika on oczywiście z faktu, że nie było dość materiału, by wypełnić całą płytę moją muzyką. Doszliśmy z producentem (Zic Zac) do wniosku, że płytę z muzyką filmową dobrze byłoby jakoś urozmaicić. Każda muzyka filmowa ma swoją określoną strukturę, to znaczy składa się z kilku tematów muzycznych, które się w filmie powtarzają. Raz temat główny gra obój, innym razem fortepian, a jeszcze innym skrzypce. Dlatego płyta z samą ścieżką dźwiękową może być dla przeciętnego słuchacza nudna. Tak więc, gdy zaproponowano mi, żeby dołożyć do mojego materiału kilka przebojowych piosenek, zgodziłem się. Dzięki temu płyta jest bardziej urozmaicona.
Jak powstaje muzyka filmowa? Tworzysz ją na podstawie scenariusza, jak to robisz?
Dostaję scenariusz, ale generalnie rzecz biorąc praca zaczyna się od momentu, kiedy film jest zmontowany. Oglądamy z reżyserem taką pierwszą wersję, jeszcze bez dźwięku i omawiamy te sceny, w których powinna być muzyka. Następnie biorę kasetę video z przegranym takim "brudnym" filmem do domu, siadam wygodnie w fotelu i zabieram się do pracy.
Zdarzyło ci się pracować z reżyserem, z którym kompletnie nie mogłeś się dogadać?
Do błędów się przyznaję, taką mam naturę. Zdarzyło mi się napisać muzykę do kiepskich filmów i zrobiłem to wyłącznie dla pieniędzy. Są to filmy, których się dzisiaj wstydzę, na szczęście rzadko są pokazywane w telewizji. Ale jest też kilka filmów z których jestem bardzo zadowolony.