Z których?
Przede wszystkim z "Matki Królów" Janusza Zaorskiego, "Nadzoru" i "Dotkniętych" Wiesława Saniewskiego. Bardzo lubię także serial "Zmiennicy" Stanisława Barei. To była fantastyczna przygoda, bo to jedyna komedia do której napisałem muzykę. (W latach 1997-2000 Przemysław Gintrowski pisał muzykę do kolejnego komediowego serialu "13 posterunek" - przypis S.Z.)
Komedie Stanisława Barei (zwłaszcza "Miś") to obok "Rejsu" Piwowskiego i filmów Kondratiuka dziś kultowe filmy. Jak nawiązałeś współpracę z Bareją?
Przez Jacka Janczarskiego, który pisał z nim scenariusz "Zmienników". Początkowo miałem skomponować tytułową piosenkę. Potem jednak Staszek Bareja zaproponował mi napisanie muzyki do całego serialu.
Jakim człowiekiem był Bareja?
To był fantastyczny facet, wszyscy chcieli z nim rozmawiać. Ja pracując przy filmach nie przesiaduję w produkcji, czyli w miejscu gdzie siedzi sztab ludzi produkujących dany film. Bo nie mam na to czasu. Ale pamiętam, że na plan "Zmienników" przyjeżdżałem codziennie. Po to, by spotkać się ze Staszkiem. Zresztą wszyscy w produkcji od samego rana nie mogli się już doczekać przyjścia Staszka. On przyjeżdżał do pracy i przez pół godziny opowiadał jak mu upłynęła droga z domu do Poltelu. A mieszkał niedaleko, bo w okolicach ulicy Wołoskiej. Ale Bareja miał niesamowitą zdolność obserwowania "krzywymi" oczami i przekształcania takich zwykłych opowieści, scenek rodzajowych w anegdotę. On mówił w sposób bardzo zabawny. Rzeczy banalne, spotkani ludzie, motorniczy w tramwaju, wypadek na ulicy w opowieściach Staszka urastały do całej story. On w ogóle dużo mówił, ale wszyscy modlili się nie o to, by on przestał mówić tylko, by on wciąż mówił. Odnosiłem wrażenie, że życie Staszka Barei upływało na przecieraniu nam oczu. My żyliśmy w tym komunizmie w takich różowych okularach, a on chodził ze ściereczką i nam te okularki przecierał, żebyśmy wreszcie zobaczyli jak to wszystko naprawdę wygląda. Wydaje mi się, że takie było posłannictwo jego życia, że on wyszydzając tę kompletnie zidiociałą rzeczywistość w jakiej żyliśmy, pokazując te absurdy - w ten sposób realizował swoje życie. Myślę, że kino polskie poniosło olbrzymią stratę.
W tej chwili rzadko robi się komedię, a jeśli już, to są one nieudane. Gdybyś dostał scenariusz dobrej komedii to napisałbyś muzykę?
Od razu. Namawiam Maćka Ślesickiego na komedię. Zresztą w "Tato" widać w dialogach i w niektórych scenach, że Maciek ma zacięcie komediowe.
Napisałeś muzykę do przeboju filmowego "Tato", częściej zaczynasz tworzyć do tekstów lirycznych.
Piszę muzykę do tekstów Justyny Holm. Nasza współpraca zaczęła się od kołysanki, którą śpiewam w filmie "Tato". Niedawno Dwójka wyemitowała program "Jeśli ocalę w sobie ciebie" z tekstami Justyny i z moją muzyką. Planujemy napisanie jeszcze kilku piosenek.
Jednak nie przemęczasz się zbytnio. Kiedyś pisałeś dużo więcej muzyki. Były piosenki, muzyka filmowa, teatralna. Teraz rzadziej komponujesz.
Bo to dużo pracy, zaś efekt - mały. Ja generalnie rzecz biorąc jestem leniwym człowiekiem. Jak mam bicz nad głową, to siadam i piszę. Najlepiej mobilizuje mnie termin. Albo brak pieniędzy. Ale ostatnio rzeczywiście mniej pracuję, bo przeżywam wewnętrzną frustrację...
Frustrację?
Tak. Mniej mi się chce. Wybory parlamentarne bardzo mnie zaskoczyły, natomiast wybory prezydenckie całkowicie dobiły. Dla takiego faceta, który robił przez pół życia to co robił, te wybory prezydenckie były wielką klęską. To tak jakbym 20 lat swojej pracy wyrzucił do kosza. Ja tak to odebrałem, tak to czuję. I z tego powodu stałem się mniej aktywny. A jeśli już coś robię, to w lżejszych kategoriach. Chociażby bardzo dobre - ale nie ukrywajmy - komercyjne kino.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę udanego jubileuszu.
Rozmawiał: Sławomir Zygmunt, 15.11.1996.
PRZECZYTAJ TAKŻE Jacek Kaczmarski: lekcja historii, Jacek Kaczmarski: obywatel świata, Aleksander Galicz: rosyjski Homer, Mercedes Sosa: wolność ponad wszystko.