logo

Adam Baruch. Foto: Jacek ŻmichowskiAdam Baruch - światowej sławy krytyk i aktywista muzyczny, od 1967 roku w Polskim Stowarzyszeniu Jazzowym, a od 2016 także członek Zarządu PSJ. Właściciel wytwórni płytowej Jazzis Records oraz portalu muzycznego "The Soundtrack of My Life", w którym od lat publikuje rencezje płyt i który ma już blisko 7 milionów odsłon. Od 4 lat Adam Baruch jest także dyrektorem artystycznym Singer Jazz Festiwal w ramach Festiwalu Warszawa Singera. Mimo że od 50 lat mieszka w Izraelu jak mało kto jest propagatorem polskiego jazzu jak i jego znawcą. W tym roku Adam Baruch otrzymał prestiżową nagrodą Grand Prix Jazz Melomani w kategorii Krytyk-Dziennikarz Roku 2016. Uhonorowano go także Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artist. Wywiad z Adamem Bruchem publikuję bez skrótów, które zastosowała redakcja Jazz Forum.

Skąd się wzięła muzyka w Twoim życiu? Ktoś w rodzinie grał na jakimś instrumencie?
Nie, nikt nie grał na żadnym instrumencie, ale moja mama była bardzo muzykalna. Coś tam zawsze sobie pod nosem nuciła. Ja z kolei słuchałem muzyki od wczesnego dzieciństwa w radiu. W zasadzie wszystkiego co tam było, poczynając od koncertów chopinowskich poprzez muzykę popularną, a kończąc na muzyce ludowej. Chłonąłem jak gąbka. Słuchałem muzyki ze starego dużego poniemieckiego radioodbiornika. Łapał wszystko, także Wolną Europę. Potrafiem tak godzinami siedzieć i słuchać muzyki płynącej z radia. A potem udawałem, że dyryguję orkiestrą, która grała w radiu. Za podium, na którym staje dyrygent, służyły mi sanki. Nasz dom rodzinny w Bytomiu był swego rodzaju salonem intelektualnym. Przewinęła się przez niego chmara znakomitych postaci. Bywali u nas m.in. Roman Polański i Zbigniew Cybulski. Moja matka znała wielu wybitnych ludzi i zapraszała ich do nas. Zresztą w Bytomiu wtedy mieszkało mnóstwo artystów, intelektualistów, pisarzy, muzyków.

Mnie sie wydawało, że to Katowice na Śląsku były takim centrum kulturalnym.
Do Bytomia i Wrocławia repatriował się cały intelektualny i artystyczny Lwów. Na przykład słynna opera lwowska, z wybitnymi śpiewakami, orkiestrą, administracją a nawet z dekoracjami osiedliła się w Bytomiu i bardzo szybko zaczęła odnosić sukcesy.
Ja, podczas tych spotkań w naszym domu, miałem swoje stałe miejsce pod stołem i stamtąd się przysłuchiwałem rozmowom dorosłych. Z tym że w tamtym okresie rozmowy dotyczyły głównie wojny i holokaustu. Kilka lat po wojnie Żydzi się wciąż szukali. Mieli jeszcze nadzieję, że ich bliscy, sąsiedzi, przyjaciele nie zginęli podczas wojny. W radiu wtedy wciąż nadawano komunikaty, że jeden człowiek szuka drugiego. Musiało upłynąć trochę czasu, zanim Żydzi zrozumieli, że ci, których szukają, już nie ma, odeszli na zawsze.

 

POCZĄTEK JAZZOWEJ DROGI

 

Jak doszło do tego, że zacząłeś słuchać jazzu?
Tak naprawdę jazz zaczął się w Polsce po 56. roku, miałem wtedy 5 lat. Chociaż trzeba powiedzieć, że jazz już po śmierci Stalina w 53. zaczął wychodzić z piwnic, a po Październiku '56 roku zagościł na dobre w salach koncertowych, a także w radiu. Zresztą ten okres był szalenie ciekawy także w innych dziedzinach, np. w polskim kinie, które zaczęło odnosić sukcesy na świecie. Jak już mówiłem, zacząłem słuchać muzyki bardzo wcześnie, także jazzu. Z kontrapunktem politycznym, oczywiście. Bo muzyka big-bitowa jednak wtedy zupełnie nie kojarzyła się z polityką. Chociaż była potępiana, ale raczej przez politruków. Natomiast nie miała aż tylu przeciwników, nie była aż tak kontrowersyjna, co jazz. Zresztą jazz nigdy nie był muzyką fascynującą tłumy, to była muzyka elitarna. I być może ja w tę muzykę wszedłem kompletnie podświadomie. Mimo że mi się to podobało, bo było ciekawe.

Ale jak to się zaczęło? Wysłuchałeś płyty, utworów w radiu, poszedłeś na koncert i nagle Cię olśniło?
Nie, na koncerty zacząłem chodzić dużo później, wtedy byłem za mały. Zresztą wówczas koncertów jazzowych było niewiele. W kawiarniach grano niebanalną muzykę, często nawet jazz, lekko ukrywany, żeby się nikt nie przyczepił. Tak więc trudno mi jest określić jednoznacznie, skąd w moim życiu wziął się ten jazz. Prawda jest też taka, że jazz w tamtych czasach bardzo łączył młodych ludzi. To samo kilka lat później stało się za sprawą muzki big-beatowej, a jeszcze później rockowej.

Twoi rówieśnicy interesowali się jazzem?
W ogóle się nie interesowali. Na przykład nikt z mojej klasy nie słuchał jazzu. Byłem wyjątkiem pod tym względem. I potem stopniowo to zainteresowanie jazzem zaczęło mnie bardzo wciągać. Do tego stopnia, że zacząłem korespondować z muzykami jazzowymi oraz z gazetami, które publikowały artykuły o jazzie.