logo

Przez szybę
Wspomnienia wakacyjne Maćka to skład płyt dvd. Zapytany o wrażenia z Meksyku, Czech czy Łeby wyciągnie odpowiedni film. Jego żona, Kaśka, działa jak wózek kamerowy. Ma za zadanie prowadzić go, by mógł sfilmować wulkan, zrobić ciekawe ujęcie architektury, skały. Czasem wyskakuje z szyn, jak w labiryncie skalnym w Czechach, kiedy potknęła się o kamień, popchnęła Maćka i kamera wylądowała w sadzawce. podróż, wędrówka, zwiedzanie, wakacje, obiektyw, aparat fotograficzny, fotografia, zdjęcia, pamiątki, wspomnienia, urlop, psychoanaliza, opalenizna, kamienie, zasuszone rośliny, morskie trofea, zabytki, Taj Mahal, ocean, nurkowanie, obrazy, dzieła sztuki, Hotel Majestic. Cannes, krajobraz, wiza, dewizy, promesa, Korfu, wulkan, Czechy, Meksyk, Łeba, album, tęsknota, przeżycia, Hiszpania, Grecja, Mauritius, hotel, kolekcjoner, Indie, Meksyk, adres, notes, iluzja, hostoria, wykopaliska, dzieła sztuki, portret psychologiczny, slajdy, Piza, krzywa wieża w PizieRenata przywozi z każdego wyjazdu po 300, 400 zdjęć. Połowę ujęć odsiewa, wybiera najlepsze i tylko te mają szansę znaleźć się w albumie. Jest jak Japończyk, który trzaska wszystko wokół. Uwija się niczym fotoreporter, przepycha żeby zdobyć dobre ujęcie, wkurza, kiedy ktoś wejdzie jej w kadr. Po co jej tyle zdjęć? – Chcę mieć na fotografiach wszystko to, co widziałam. Może moje zdjęcia nie są tak ładne, tak profesjonalne jak w albumach, ale są zrobione przeze mnie. Poza tym, jak mam zdjęcia, to łatwiej mi zapamiętać, co widziałam – tłumaczy Renata.

Obiektyw aparatu czy kamery to dobry wyławiacz szczegółów i twórca niezapomnianych pejzaży, ale jeszcze lepsza zasłona. - Ludzie, którzy przez cały czas fotografują wszystko co widzą chowają się za obiektywem. Przyjmują pozycję obserwatora, a nie uczestnika wydarzeń. Dla psychologa fotografowie i kamerzyści to grupy zawodowe, w których wspólną cechą jest unikanie kontaktu z otoczeniem. Wakacyjni łowcy ujęć także wchodzą w taką rolę – mówi Anna Lissewska - Kryją się za obiektywem, żeby nie spotkać się naprawdę z miejscem, w którym są, z ludźmi, z inną kulturą i z własnymi uczuciami. Taki kontakt grozi przeżywaniem, a oni się tego boją.

Ludzie chronią się przed kontaktem z lęku przed tym, że dowiedzą się czegoś, co ich zrani czy urazi. Boją się poddawania w wątpliwość własnych poglądów, więc nic dziwnego, że unikają spotkania z inną kulturą, która oparta jest na innych niż znane im wartościach. Obawy bywają jeszcze głębsze: ludzie boją się, że przeżycia i emocje odsłonią ich pragnienia i tęsknoty. Dlatego bezpieczniej czują się jako przedłużenie aparatu. - Tacy obserwatorzy często dopiero w domu, oglądając filmy czy zdjęcia, naprawdę widzą miejsca, które odwiedzili. Ale teraz one są już bezpieczne, nie poruszą tak mocno, stają się pocztówką a nie przeżyciem – tłumaczy Anna Lissewska.

Sposobów na unikanie kontaktu ze sobą i światem jest więcej. Trenują je wszyscy praktyczni turyści, których wspomnienia pełne są cen i porównań, co gdzie bardziej się opłaca. Są chodzącą informacją o stanie dróg i organizacji ruchu, wiedzą gdzie taniej zatankować, jakich restauracji unikać, ale nie potrafią powiedzieć jacy są ludzie w kraju, który odwiedzili. Co najwyżej ustawią ich na skali od oszustów do uczciwych. Przypadkiem szczególnym są podróżnicy imprezowi. Ich wspomnienia wypełnione są drinkami, laskami i przystojniakami. - Rozładowują napięcie w imprezowaniu i seksie. Nie ma znaczenia, czy są w Hiszpanii, Grecji czy na Mauritiusie – mówi Anna Lissewska.

Unikanie kontaktu odróżnia wędrowca od turysty. Wędrowiec chłonie wrażenia, poznaje ludzi, pozwala, by miejsce, które odwiedza przepłynęło przez niego i odcisnęło na nim swój ślad. Turysta jest obserwatorem kolekcjonującym informacje i obrazki, ale trzyma się od nich z daleka.

Pajęczyna kontaktów
Magda i Tomek najchętniej unikają dużych hoteli. Lubią rodzinne pensjonaty czy apartamenty, w których można pogadać z właścicielem. Z każdej podróży przywożą nowe adresy, telefony i maile. Podobnie Barbara, która samotnie przemierza świat. Była w Indiach, Iranie, Meksyku, Afryce. Na trasie często spotyka inne podróżujące samotnie kobiety. Czasem kawałek drogi odbywają razem. Potem wymieniają się adresami i nie spotykają już nigdy. Przynajmniej dotąd. - Po powrocie do Polski wpadam w życie tutaj. Mam mnóstwo znajomych. Poza tym biegam za pracą, żeby zarobić na następną wyprawę. Chyba tylko do dwóch osób, które spotkałam w drodze wysłałam maile z Polski. Ale nie przerodziło się to w stały kontakt – opowiada Barbara.

podróż, wędrówka, zwiedzanie, wakacje, obiektyw, aparat fotograficzny, fotografia, zdjęcia, pamiątki, wspomnienia, urlop, psychoanaliza, opalenizna, kamienie, zasuszone rośliny, morskie trofea, zabytki, Taj Mahal, ocean, nurkowanie, obrazy, dzieła sztuki, Hotel Majestic. Cannes, krajobraz, wiza, dewizy, promesa, Korfu, wulkan, Czechy, Meksyk, Łeba, album, tęsknota, przeżycia, Hiszpania, Grecja, Mauritius, hotel, kolekcjoner, Indie, Meksyk, adres, notes, iluzja, hostoria, wykopaliska, dzieła sztuki, portret psychologiczny, slajdy, Piza, krzywa wieża w PizieTak to jest ze znajomościami w podróży. Kiedy się dzieją wydają się intensywne, ale tak naprawdę są powierzchowne i rzadko coś więcej z nich wynika. Po co więc te adresy w notatnikach i numery telefonów wpisywane w pamięć komórki? - Niektórzy budują sobie sieć kontaktów. Starają się znać kogoś w każdym kraju. Dzięki temu czują się bezpieczniej. Pełen notes daje im złudzenie, że wszędzie mogą się do kogoś zwrócić o pomoc – wyjaśnia Anna Lissewska. - Ale to nie tylko siatka ubezpieczająca w nagłych wypadkach. Dla kolekcjonerów adresów ważne jest także to, że w każdym kraju mają do kogo zadzwonić. Nie będą się czuli samotni i wyobcowani. Karmią się wakacyjną iluzją, bo te kontakty w większości przypadków są płytkie i adres w notesie szybko traci twarz, staje się tylko znakiem graficznym. Prawda jest taka, że jedynie nieliczne spotkania są naprawdę znaczące. Wśród ludzi zbierających adresy są też i tacy, którym lista znajomych poprawia samopoczucie i łaskocze ego. Przeglądając taki pełny notes można nabrać podziwu dla samego siebie. Proszę jaki jestem popularny, rozchwytywany, ilu mam znajomych. To dobry plasterek na załatanie trochę przesianego poczucia własnej wartości.