logo

Pierwszy i najprostszy komunikat płynący z naszych wizerunków wtopionych w widoki słynnych lub egzotycznych miejsc to: byłam tam. Rzeczywiście, niektórzy robią te zdjęcia po to, by przypominać sobie i pokazywać innym, że wędrowali po szerokim świecie. I bardzo często w ten sposób podbijać swoją wartość. Wciągamy te piękne lub bardzo dalekie czy oryginalne miejsca w orbitę naszego ja, zaprzęgamy do przyozdobienia ego i robienia wrażenia na innych. Bez tych polepszaczy wydajemy się sobie nie dość atrakcyjni. Choć bardzo często pokazujący takie zdjęcia w towarzystwie robią wrażenie pewnych siebie, przebojowych, takich którym niczego nie brakuje.

podróż, wędrówka, zwiedzanie, wakacje, obiektyw, aparat fotograficzny, fotografia, zdjęcia, pamiątki, wspomnienia, urlop, psychoanaliza, opalenizna, kamienie, zasuszone rośliny, morskie trofea, zabytki, Taj Mahal, ocean, nurkowanie, obrazy, dzieła sztuki, Hotel Majestic. Cannes, krajobraz, wiza, dewizy, promesa, Korfu, wulkan, Czechy, Meksyk, Łeba, album, tęsknota, przeżycia, Hiszpania, Grecja, Mauritius, hotel, kolekcjoner, Indie, Meksyk, adres, notes, iluzja, hostoria, wykopaliska, dzieła sztuki, portret psychologiczny, slajdy, Piza, krzywa wieża w PizieMakijaż ego to pierwsza warstwa podtekstów naszych wakacyjnych zdjęć. Drugi powód uwieczniania się na fotografiach to nasze dialogi z przemijaniem. - Wiele osób potrzebuje dowodów rzeczowych na własną historię. Bez tego zapisu nie potrafią przywołać siebie sprzed lat, z innych miejsc i okresów życia. Nie rejestrują zmian, jakie w nich zachodzą. Oglądając swoje zdjęcia sprzed lat często przeżywają prywatne odkrycie Ameryki: to taka, kiedyś byłam? – mówi Anna Lissewska, psychoterapeutka z Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej w Warszawie. - w uwiecznianiu siebie kryje się potrzeba zatrzymania chwili. Te migawki utrwalone na kliszach i kartach aparatów cyfrowych albo na filmach, które teraz kręci mnóstwo osób, dają takim ludziom poczucie własnego istnienia na przestrzeni czasu. Choć pewnie pozując do następnego zdjęcia wcale nie zdają sobie z tego sprawy.

A zdjęcia, których bohaterem jest nieobecność właściciela? Nie lubię na siebie patrzeć, brzmi zazwyczaj odpowiedź, kiedy nieobecny zdecyduje się na szczerość. - Pod niechęcią do fotografowania się kryje się zazwyczaj niezgoda na siebie. Ktoś nie może znieść tego, jaki jest. Zdjęcie pokazuje zatrzymaną fizyczność. Wtedy wszystko jest wyraźniejsze: figura, rysy, wyraz twarzy i oczu. Coś, co w ruchu  przepływa jak jedna klatka w sekwencji obrazów, na zdjęciu nabiera mocy jedynego wizerunku. Na fotografiach, zwłaszcza gdy nie kontrolujemy wyrazu twarzy, można wyczytać nieoczekiwane uczucia malujące się na naszym obliczu. Dla wielu ludzi to nie do przyjęcia dać się na czymś takim przyłapać, odkryć się i dlatego jak ognia unikają fotografowania się – mówi Anna Lissewska. 

Poza tym zdjęcia pokazuje się znajomym. Moja mama patrząc na moje fotografie z Korfu, wypaliła: jesteś najgrubsza ze wszystkich. Mało mnie szlag nie trafił. Może więc rzeczywiście lepiej nie uwieczniać się w ogóle, żeby nie narazić się na takie uwagi? Jedni to powiedzą, wszyscy na pewno pomyślą. To kolejna odsłona potyczek ze zmianami, jakie w nas zachodzą i z przemijaniem. Ale gruba czy chuda, to jestem ja. I to moje wakacje i wrażenia, i moja historia. - Takie uniki są zamotywaniem w stylu dziecinnego: "jak mnie nie widać to mnie nie ma" – mówi Anna Lissewska. – przymykaniem oczu na rzeczywistość, w której każdy wygląda jak wygląda, co wszyscy widzą poza nim samym.