Anna Ławniczak: Obiecujesz krew, pot i łzy, a jednak zachęcasz, by wkroczyć do przedsionka piekieł, jakim jest poczucie winy.
Anna Lissewska: Bo za nim jest droga do nieba. Jeśli nie dostrzegamy innych ludzi i ich potrzeb, nie liczymy się z nimi, egoistycznie dążymy do realizacji tylko własnych celów i pragnień, wykorzystujemy ludzi i świat wokół, stajemy się samotni. Kiedy się innych eksploatuje trudno liczyć na udany związek, nie tylko małżeński czy partnerski. Przy takim nastawieniu nie wychodzą przyjaźnie, a nawet zwykłe znajomości. Życie towarzyskie sprowadza się do rozrywek. Nie ma kontaktu, bliskości ani serdeczności czy solidarności w potrzebie. Doświadczenie poczucia winy, choć bardzo trudne, budzi w nas troskę, a ta zbliża nas do innych i siebie samego. Mamy szansę, by stać się osobą bardziej współczującą i wyrozumiałą, serdeczną, budzącą ciepłe uczucia. To recepta na wyjście z samotności i na lepsze, pełniejsze życie. Poza tym tylko pierwsze spotkanie z poczuciem winy jest tak bardzo trudne. Każde następne znosimy lepiej. Poznaliśmy swoje ciemne strony, więc mniej się ich boimy. Nie ma gwarancji, że nie wyskoczy coś następnego, ale jesteśmy już bardziej doświadczeni w oswajaniu trudnych części naszej psychiki.
Anna Ławniczak: W jaki sposób zdrowo poradzić sobie z poczuciem winy?
Anna Lissewska: Droga ma kilka etapów. Na początku jesteśmy w szoku i nie bardzo do nas dociera, co zrobiliśmy, czy co się nam stało. "To niemożliwe, to nieprawda, ja tego nie zrobiłam, mnie się to nie zdarzyło" - powtarzamy sobie. Jest to naturalny mechanizm obronny, który sprawia, że treść wydarzenia dociera do nas stopniowo. Potem zaczynamy zdawać sobie sprawę, co zrobiliśmy i wpadamy we wściekłość. Szukamy kozła ofiarnego, którego można by obarczyć winą. Oskarżamy lekarza o błąd w sztuce, gdy operacja nie przyniesie efektu (choć to my za późno poszliśmy do lekarza). Wynajdujemy "układy", które sprawiły, że straciliśmy pracę. Złościmy się na osobę, którą skrzywdziliśmy, że sama sprowokowała nasze działanie. Kiedy złość minie, a przynajmniej powinna minąć, przychodzi żal i poczucie winy. To najtrudniejszy moment, bo widzimy sytuację dokładnie. Wiemy, że nie da się cofnąć tego, co zrobiliśmy. To boli. Właśnie dlatego żal i poczucie winy nie przychodzą od razu, moglibyśmy tego nie znieść. Chodzi o powolne uświadamianie sobie, że to czy tamto zrobiłam źle i tak się właśnie stało. To naprawdę bardzo trudne przeżycie. Pojawia się lęk, pretensje do siebie, ogromny żal, że czegoś się nie zrobiło albo zrobiło niepotrzebnie. Zdajemy sobie sprawę, że nie da się cofnąć czasu. Jedyne, co możemy zrobić, to przyznać się do winy i naprawić zło, co nie zawsze jest możliwe. To naprawdę straszne. Nie dziwię się, że wielu ludzi nie może przez to przebrnąć. Dlatego trzeba dać sobie czas. I też nie oceniać innych pochopnie. Każdy w swoim czasie przechodzi tę drogę.
Anna Ławniczak: Co musi się stać, byśmy mogli sobie wybaczyć, że zrobiliśmy coś złego?
Anna Lissewska: Kiedy przeżyjemy żal, dochodzi do ostatniego etapu, czyli przyjścia świadomości, że zawiniliśmy, ale też pojawia się możliwość odpuszczenia. Uświadamiamy sobie co się złożyło na nasze działanie. To, co się stało nastąpiło pod wpływem różnych okoliczności i nie na wszystkie mieliśmy wpływ. Bo mamy taką, a nie inną konstrukcję psychiczną. Bo byliśmy na tyle słabi, niedojrzali i nieświadomi, by zauważyć w porę czy powstrzymać bieg wydarzeń. Jest to próba wyjaśnienia, która pozwala sobie wybaczyć. Warunkiem prawdziwości wybaczenia jest jednak przeżycie głębokiego poczucia winy i żalu. Inaczej to tylko płytkie usprawiedliwienia. Ostatnim etapem poradzenia sobie z poczuciem winy, można powiedzieć zwieńczeniem, jest tzw. reparacja. To próba zadośćuczynienia, jeśli nie osobie, którą skrzywdziliśmy, bo to nie zawsze jest możliwe, ale choćby zrobienie czegoś dobrego dla innych. To często prawdziwy, choć nieuświadamiany motyw zakładania organizacji pożytku publicznego. Można się spodziewać, że tę przeciwdziałającą wypadkom drogowym założy ktoś, kto nie dopilnował, by wypadek nie przytrafił się komuś bliskiemu. To zdrowy odruch. Nie należy jednak mylić reparacji z próbą zrzucenia ciężaru winy zanim przejdzie się przez wszystkie etapy.
W spotkaniu z poczuciem winy zdarzają się trudności. Można utknąć na jakimś etapie. Wielu zostaje już na pierwszym, próbuje przez resztę życia zaprzeczać oczywistym faktom. Inni pozostają w fazie wściekłości. To oni np. zaciekle tropią potem błędy lekarskie czy układy. Inni pozostają w fazie depresji, ciągle przeżywają żal, i rozpacz.