Podatek od narcyzmu
Tęsknoty i magiczne myślenie o ubraniach napędza całą modę. Co roku miliony kobiet na całym świecie wyrzucają pieniądze na kreacje, które spodobały im się na zdjęciach reklamowych. Wbrew zdrowemu rozsądkowi mają nadzieję, że sukienka, top, żakiet czy płaszcz przemienią je w tę piękną, smukłą, seksowną lub wyniosłą dziewczynę z fotografii. Pielęgnujemy te złudzenia z podziwu godnym samozaparciem. Czasem nawet lustro w przymierzalni nie jest w stanie ich zniszczyć. Dopiero w domu widać, że ciągle jesteśmy sobą, a nie modelką, która zawróciła nam w głowie. Za ciuch, który ani na jotę nie przybliża nas do wypieszczonego ideału siebie płacimy więc podwójnie, pieniędzmi i rozczarowaniem.
Podatek od narcyzmu płacimy też chętnie ulegając magii logo. - Markowe ubrania utwierdzają nas w przekonaniu, że należymy do wybrańców losu. Jesteśmy lepsi od tych, których na nie nie stać. Dodajemy sobie nimi wartości i znaczenia - twierdzi Anna Lissewska. - Tak tworzą się elity, w których ludzie oceniają się głównie na podstawie tego, co noszą: ubrań, zegarków, biżuterii, nawet kalendarzy stosownej marki. To narcystyczne rozdmuchiwanie pozorów ukrywa niepewność i pustkę. Ludzie występują na giełdzie symboli statusu, bo pełni czują się tylko w aureoli logo. Za puszeniem się, szafą pełną Armaniego i najnowszym modelem Lexusa kryje się bolesne poczucie bezwartościowości, które trzeba przykryć kolejnym markowym gadżetem.
Ubrania mówią, czasem krzyczą. Okrywają ciała, ale demaskują dusze. Czytanie z nich jest sztuką syntezy różnych informacji i wymaga wnikliwości. Bo pozory naprawdę często mylą. - Na przykład kobiety, które programowo odmawiają podążania za modą i mają w pogardzie uwodzicielskie stroje, nie są wcale tak czyste i prostolinijne, jakby się wydawało - mówi Anna Lissewska. - Taka postawa skrywa często sporą dozę pychy. To kobiety o mentalności księżniczek, które chcą być odkrywane i zdobywane. Myśl, że miałyby przypodobać się komukolwiek, zwłaszcza mężczyznom, jest poniżej ich godności.
Eros w bieliźniarce
Powiedz mi czy lubisz bieliznę, a stworzę twój erotyczny portret. To zdanie jest prawdziwe, ale nie daje prostych rozwiązań jak w psychozabawie. Namiętność lub niechęć do koronkowych staników może mieć bardzo pogmatwane źródła.
Zainteresowanie bielizną wyraża akceptację dla seksualności. Wiadomo, że kupowanie i noszenie ładnych ponętnych staników i majtek służy podtrzymaniu erotyzmu nawet, kiedy kobiecie brakuje partnera seksualnego. To taki symboliczny wyraz nadziei, że jednak zostaniemy w końcu rozebrane. Ale bielizna może być też nieco pokrętnym parawanem, wymówką pozwalającą nie przyznawać się do seksualnych pragnień.
Są kobiety, które zakładają podniecające dessous, tylko po to, by usprawiedliwić się przed sobą, że to nie one prowokują partnera, to te koronki, ażury, skóra... Ukrywanie się za bielizną może oznaczać odcinanie się od swoich niekonwencjonalnych potrzeb seksualnych. Takie zachowanie mówi: nie akceptuję swoich pragnień, ale chcę je zaspokajać.
Niechęć do bielizny, nie przywiązywanie do niej wagi czy zażenowanie prowokacyjnymi szmatkami najczęściej może oznaczać, że kobieta zaprzecza swoim pragnieniom seksualnym. Ale miewa też inne źródła. Na przykład kobieta w pełni akceptuje swoją seksualność i swoje potrzeby, ale nie chce epatować bielizną, bo wtedy nie ma pewności, kto właściwie podnieca jej mężczyznę: ona czy te szmatki?
Perwersyjne buty
Szpilki, botki za kolano, klapki zsuwające się z palców ekscytują i prowokują. Buty, popularny fetysz, są atrybutem kobiecości. Nic dziwnego, że większość z nas kupuje je namiętnie i dopasowuje pieczołowicie do reszty stroju. Bywają dwuznaczne i wywołują nieco perwersyjne skojarzenia. Są symbolem siły i dominacji. Bierzemy kogoś pod pantofel, ktoś jęczy pod butem, ktoś dostał z buta... Klimacik sado-maso może otaczać nawet domowe klapki z różowym puszkiem, jeśli tylko są na obcasie. Płaskie, sportowe, wygodne buty są aerotyczne. Zwłaszcza wiązane trzewiki.
Ja cię ubiorę
Mężczyźni, poza metroseksualnymi, nie przywiązują specjalnej wagi do stroju i nie lubią zakupów. Mają swoje wyraźne upodobania, ale przy wyszukiwaniu ubrań chętnie korzystają z pomocy żon i partnerek. Strzeż się jednak takich, którym jest dokładnie wszystko jedno, co na siebie włożą. Psychoanaliza posądza ich o lęk przed konfrontacją z otoczeniem. Panicznie boją się być inni. Najchętniej roztopiliby się w szarym tle.
Panowie z kolei lepiej niech uważają na kobiety, które chcą ubierać ich jak do zdjęcia w żurnalu. Takie panie dobierają mężczyznę jak torebkę do butów. Wychodzą z założenia: mój mężczyzna świadczy o mnie i traktują ich jak markowy dodatek lub kosztowną limuzynę.
Wiosenne porządki w szafie to dobra okazja, by przekonać się, co o nas mówią nasze ubrania. Może jest w niej sweter dawnego narzeczonego, z którym dotąd psychicznie nie możemy się rozstać? Albo spódniczki mini i dziewczęce sukienki, w których wyglądamy jak dzidzia-piernik? Ubraniom warto się przyglądać i rozstawać się z niektórymi ciuchami, co trzymają nas w jakiejś zamierzchłej epoce życiowej i mentalnej. A kiedy pójdziemy trenować nasze narcystyczne skłonności na kolejnej wyprzedaży w Zarze, Mango czy H&M-ie, pomyślmy, co chcemy przykryć romantyczną kwiecistą sukienką, błyszczącym trenczem, albo ciemnym garniturkiem. Nawet jeśli do niczego nie dojdziemy, to może zyskamy na czasie i następnej przecenie.
Anna Ławniczak
Wypowiedzi psychoterapeutki Anny Lissewskiej w innych naszych artykułach: Przelicznik miłości, część pierwsza; Przelicznik miłości, część druga; Moja wina; Ona, on i pornos; Ekolodzy nowej generacji; Wspomnienia z podtekstem; Kobiety, które już raz kochałem. Przeczytaj i skomentuj.