Kiedy rano stajesz przed szafą i wybierasz strój, robisz to z głębi duszy. Tak przynajmniej twierdzą Catherine Joubert i Sarah Stern, dwie francuskie psychoterapeutki, które napisały książkę o psychoanalizie garderoby. Ubrania nie tylko okrywają ciało. Ukrywają trudne uczucia i kłopotliwe pragnienia. Maskując demaskują, jeśli tylko umie się uważnie patrzeć.
Pewna starsza pani z Milanówka odmówiła bycia zwykłą babcią, tylko zaczęła się przebierać w kopie sukni sławnych kobiet. W albumach malarstwa, bibliotekach i muzeach szukała modeli, które potem dopasowywała do siebie. Na przykład toaletę hrabiny Cosel z nieprzyzwoitym pęknięciem wysoko na udzie, kostium Poli Negri, suknię damy z obrazu Renoira, królewską szatę carycy Katarzyny II, w której władczyni ponoć uwodziła króla Stasia. Szyła kostiumy z oper i toalety kurtyzan, strój tancerki z Filipin, do którego dostała specjalne wachlarzyki. Miała w swojej kolekcji rozszywaną koronką suknię Barbary Niechcic z filmu "Noce i dnie", nawet strój Maryny z Janosika. Kostiumy nie mieściły się w szafach i kufrach, wisiały wszędzie pieczołowicie osłonięte folią. Starsza pani ubierała się w nie, najpierw tylko dla siebie, potem urządzała małe spektakle na festynach czy spotkaniach w klubach seniora. Razem z sukniami przywdziewała legendę wielkich uwodzicielek, femmes fatale, romantycznych kochanek. To był jej sposób na upływ czasu, nieuchronne przemijanie atrakcyjności i erotycznej mocy. Zabierała sławnym damom sekret ich kobiecości, powiedziałyby pewnie Catherine Joubert i Sarah Stern, dwie francuskie psychoanalityczki, autorki książki pt. "Rozbierz mnie. Psychoanaliza garderoby".
Wpadły na pomysł napisania książki o ciuchach, kiedy same wróciły z rajdu po sklepach i szaleńczego wydawania pieniędzy na wyprzedażach. Nowa modna szmatka poprawia samopoczucie. Nie trzeba być psychoanalitykiem, żeby do tego dojść. Ale właściwie dlaczego wyprzedaże i outlety wywołują u większości kobiet podniecenie tak ogromne jak u hazardzisty neon kasyna? Skąd ta mieszanina ekscytacji, radości i nadziei, gdy wpadnie nam w ręce wyjątkowo skrojony i pozszywany kawałek materiału? I dlaczego właśnie ten a nie inny ciuch porusza emocje i wyobraźnię?
Ubrania piszą historię wewnętrzną naszego życia. Przestrzeń między zdjęciem z katalogu mody i sklepem, a szafą i lustrem to arena dla subtelnych, często toczonych bezwiednie dramatów psychologicznych. Czasem z Bergmana, kiedy indziej z Ozona albo Koterskiego. Wieszaki noszą dowody naszych wewnętrznych bitew. Czarna zamaszysta spódnica, sweter o trzy rozmiary za duży i beżowy kostiumik z jedwabną bluzką to dowód na walkę niezależności z konformizmem. Sukienka, która do szaleństwa spodobała nam się w sklepie, a której nigdy potem nie założyłyśmy boleśnie pokazuje przepaść między ideałem a realnością. W bieliźniarce, wśród biustonoszy i koszulek zapisany jest erotyczny wątek naszej historii. A w szafce z butami mogą kryć się demony.
Psychiczny detoks w butiku
Buszowanie w sklepach z ubraniami, które tylu kobietom poprawia samopoczucie to sposób na zmniejszenie napięcia. Mężczyźni w takich wypadkach idą na wódkę albo na mecz, robią dzikie rajdy na motorach albo zmieniają własny samochód w rydwan ognia. Dlaczego my wolimy orgię zakupów w butikach? Przyjemność przymierzania, dotykania miękkich tkanin, dodawania sobie urody i atrakcyjności ma drugie dno.
- Nowy ciuch przykrywa psychologiczne brudy. Uczucia, których nawet nie chcemy nazwać, pragnienia i impulsy, których się boimy. Napięcie pchające nas do sklepu mówi, że coś jest nie tak. Próbujemy je sobie oczywiście wytłumaczyć jakąś nieprzyjemną sytuacją, co się wydarzyła i czasem to prawda. Ale najczęściej napięcie jest związane z jakimiś potrzebami, uczuciami i impulsami, od których się odcinamy, a nie konkretną sytuacją - wyjaśnia Anna Lissewska, psychoterapeutka z Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej Ikara. - Sygnalizuje, że coś trzeba zmienić. Ale jeśli odcinamy się od tego kawałka siebie, który wymaga zmian, nie chcemy go nawet nazwać, wykonujemy działanie pozorne. Kupujemy nowy ciuch. Taki piękny i świeży, symbolicznie nas odradza. Wymazuje to, czego nie chcemy widzieć. W nowym ubraniu czujemy się nowe bez kłopotliwego ruszania tego, co gryzie nas od środka. A że to działanie pozorne, powtarzamy rajdy po sklepach. A moda dostarcza ku temu wielu pretekstów.
Kobiety najbardziej boją się swoich agresywnych impulsów. Mimo mody na niezależność i ćwiczeń z asertywności wciąż wiele z nas uważa dążenie do sukcesu czy walkę o swoje za niekobiece. Boimy się cudzej i własnej złości. Ale nawet jeśli zaakceptujemy własną agresywność zostaje jeszcze zawiść. Uczucie, do którego nikt nie chce się przyznać, a które zżera nas wszystkich, od sprzątaczki i bezdomnego po prezesów i ministrów obojga płci. Trzymanie go w szachu, by nie przedostało się do świadomości zapełniło niejedną szafę po brzegi. - Podczas zakupów napięcie spada także dzięki samemu wydawaniu pieniędzy. To symboliczny akt pozbywania się czegoś. Upłynnianie pieniędzy daje złudzenie spłynięcia psychicznego ciężaru. Dlatego wiele kobiet po zakupach czuje ulgę i uspokojenie. Aż do czasu kiedy pojawi się kac i bilans karty kredytowej - mówi Anna Lissewska. - Osoby, które uczą się rozpoznawać swoje napięcia i zmniejszać je, na przykład dzięki uświadomieniu sobie istoty problemu i rozwiązaniu go zamiast uciekania przed nim, przepuszczają zdecydowanie mniej pieniędzy.