logo

Robisz wrażenie niebywale rodzinnego faceta. Filmowcy jakich znam skupiają się głównie na swoich filmach. Potem długo nic...

To jedna z tych rzeczy, które zniechęcały mnie do tej branży. Sam nie doświadczyłem życia w takiej pełnej rodzinie, więc to dla mnie ważne... Zawsze chciałem być jak najbliżej mojego rodzeństwa ale, że jesteśmy przyrodni, wyszło inaczej. Ignacy mieszka w Ameryce, Orin w Londynie, a najmłodszy Vincent (syn Andrzeja Żuławskiego i Sophie Marceau) z mamą w Paryżu, Staramy się spotykać, ale nie jest to łatwe. Na szczęście dziś są maile, facebooki, kontaktujemy się więc.

Ty sam po rozstaniu rodziców wychowywałeś się z mamą, Małgorzatą Braunek. Ale ojciec zawsze był obecny w twoim życiu. Pewnie jego kino także.

Xawery Żuławski, Andrzej Żuławski, Jan Jakub Kolski, Małgorzata Braunek, Dorota Masłowska, Wojna polsko-ruska, Justyna Kobus, Konwój, Chaso, Jacek Samojłowicz, kino, film, filmowa branża, Borys Szyc, buddyzm, zen, aktor, Rejs, Maria Strzelecka, punk rock, gotyk, White rabbit, Sophie Marceau, eksplozja polskości, Senegal, Afryka, Dakar, Szczecin, stan wojenny, generał Jaruzelski, Tadeusz Ross, patriotyzm, system, polityka, presjaPo wyjeździe ojca do Francji zamieszkałem z mamą, ale też jeździłem do Paryża do taty, jak się dało na wakacje. W stanie wojennym jako 12-letni chłopiec pojechałem do taty i mieszkałem tam 4 lata. Gdy byłem we Francji, w Polsce zamordowano wtedy ks. Popiełuszkę i pamiętam jak tłumaczyłem kolegom w szkole kim był dla Polaków i jak system, z którym walczył, uśmiercił go. Dla nich to była abstrakcja. Połowa nie potrafiła pokazać Polski na mapie. Tęskniłem. To zabrzmi dziwnie, bo Paryż nawet pachniał inaczej niż Polska, był piękny, nie mogłem się nadziwić, jak kraje w Europie mogą się tak różnić. Ale nawet gdy zdążyłem się w Paryżu zadomowić, czułem się tam obcy. Gdy w Polsce reżim odpuścił i przyjechałem na wakacje, wiedziałem, że będę chciał tu wrócić. Drugą klasę liceum kończyłem więc już w kraju.

„Wojna polsko-ruska” to jak mówisz eksplozja polskości; nie drażni cię jej „pszenno-buraczaność”? Patrzysz na Polskę z pozycji uprzywilejowanej - część życia spędziłeś za granicą, znasz inne realia.

Nie drażni, choć wkurza mnie mnóstwo rzeczy. Nasi politycy (śmiech)... Szkoda o nich gadać. Gdy pomyślę jakie w 1989 r., pracując jako wolontariusz w biurze „Solidarności”, miałem nadzieje... Dziś polityka mi cuchnie i staram się od niej trzymać z daleka. Wiele rzeczy mnie w Polsce drażni, ale wiem też, że to tu jest mój dom. A we własnym domu się mieszka, mimo jego wszystkich niewygód.

Pewnie byłbyś mniej tolerancyjny, otwarty gdyby nie zagraniczne „wojaże”. Nawet jeśli „Wojna...” okaże się tylko dla nas czytelna w niuansach, symbolika postaci jest uniwersalna. To chyba zasługa twoich kontaktów od dzieciństwa z wieloma kulturami?

Być może. Jeśli myślisz o moim pobycie w Afryce, w Senegalu, to byłem faktycznie jeszcze bardzo mały. Miałem ze 4, może 5 lat, gdy tam pojechałem - mój dziadek Mirosław był ambasadorem w Dakarze. Nigdy nie zapomnę pierwszej w życiu podróży samolotem. 4-latek sam podróżujący do Afryki to było coś! Cały obwieszony karteczkami, na których widniały nazwiska i mnóstwo instrukcji. Gdy w Szczecinie mama oznajmiła, że dalej lecę sam, zabrzmiało to bardzo abstrakcyjnie. Samolot był pełen marynarzy lecących do Dakaru. Palili papierosy i pili wódkę. Pamiętam jak jeden wziął mnie na ręce i powiedział, że oni się mną zajmą. Przespałem z nimi cały lot, podawali mnie sobie na zmianę. Sami w tym czasie balowali. W Dakarze już czekał na lotnisku dziadek i babcia.

Co taki maluch wyniósł z przygody z Afryką?

Byłem mały, ale Afryka zapadła we mnie na zawsze, ona w człowieku pozostaje. Miałem sporo starszego, 17-letniego przyjaciela Afrykańczyka, Sebastiana. Wolny czas po przedszkolu spędzałem z nim. Zajmował się u nas ogrodem, a ja mu pomagałem. Chodziłem tam do przedszkola, gdzie byłem jedynym białym, ale niewiele z tego pamiętam. Mam nawet zdjęcie, które przechowuję - grupka czarnych dzieci i ja pomiędzy nimi. Sebastian był muzułmaninem i mimo 17 lat już miał 3 żony, które musiał utrzymywać, choć na bogatego nie trafiło. Gdy po 2 latach wracałem do Polski, porwał mnie do swojej chaty, zatrzasnął się tam i zaczął lamentować. Wołał, że mnie nie odda, bo jestem jego białym synem.

Właśnie to mam na myśli, to obce Polakom poczucie, ze czarni, żółci czy biali, niewiele się różnimy. A czego nauczył cię dziadek, następna nietuzinkowa osobowość rodu Żuławskich?

Dziadek był cudownym człowiekiem, nie tylko zdolnym pisarzem i dyplomatą. Był oazą spokoju i kochającym mężem. Chyba dzięki niemu zrozumiałem jak ważną rzeczą w naszym życiu jest scalona, prawdziwa rodzina. Chciałbym, za ileś tam lat, być takim dziadkiem jak on był dla mnie. Choć muszę powiedzieć, że poczucie stabilności dawała mi też moja babcia Czesia.

A pomiędzy Afryką i Francją była ponura wówczas Polska. I nie wojna, ale „przyjaźń” polsko-ruska.

Mimo to, wracając z Afryki czułem, że jadę do domu. No, a potem przyszedł czas szkoły, której nienawidziłem. Nie chciałem chodzić, trzeba mnie było ciągnąć siłą. Dosłownie. Cierpiałem męki!

To mi jakoś wyjątkowo pasuje to twórcy „Wojny polsko-ruskiej”...

Xawery Żuławski, Andrzej Żuławski, Jan Jakub Kolski, Małgorzata Braunek, Dorota Masłowska, Wojna polsko-ruska, Justyna Kobus, Konwój, Chaso, Jacek Samojłowicz, kino, film, filmowa branża, Borys Szyc, buddyzm, zen, aktor, Rejs, Maria Strzelecka, punk rock, gotyk, White rabbit, Sophie Marceau, eksplozja polskości, Senegal, Afryka, Dakar, Szczecin, stan wojenny, generał Jaruzelski, Tadeusz Ross, patriotyzm, system, polityka, presjaZ czasem pojąłem, że jedyna metoda to szybko się z nią uporać, i sprytnie przechodziłem do następnej klasy. Ale szkoła to były też przyjaźnie, mecze piłki nożnej i beztroska do momentu, gdy wybuchł stan wojenny. Pamiętam awanturę w domu naszych przyjaciół, Zebraliśmy się wtedy u Tadeusza Rossa i słuchaliśmy przemówienia Jaruzelskiego. Wielu znajomych naszych rodziców było internowanych, nastrój był grobowy. Dopóki z gardeł dzieciaków nie wyrwał się okrzyk radości! No, bo generał oznajmił, że w związku z wydarzeniami, przez miesiąc nie będziemy chodzić do szkoły! No i wybuchła awantura patriotyczno-polityczna. Dorośli krzyczeli: z czego to się durni cieszymy. Tę scenę fajnie byłoby kiedyś nakręcić. Pamiętam też, że kiedy umarł Breżniew lub kolejni jego następcy rysowaliśmy mamom radosne laurki, sygnowane okrzykiem HURRA!

Mama mówi, że byłeś zbuntowanym dzieckiem. Gdy rzuciła aktorstwo i odnalazła się w buddyzmie, nie czułeś się rozdarty między jej a ojca światem? Do którego z nich należysz?

Łatwo nie było, ale nauczyłem się czerpać z tej sytuacji, dostrzegać to, co najlepsze z obu światów, ale nie mam poczucia, że należę do któregoś z nich. Byłem zawsze pomiędzy, a do tego co wziąłem, dołożyłem i swoje własne cegiełki Mama zerwała z aktorstwem z powodu polityki, aktorzy stali się narzędziem systemu, nie chciała w tym uczestniczyć. Teraz do aktorstwa wróciła.

Może będzie okazja, by zagrała u syna? Jesteś jak ona zafascynowany buddyzmem?

Nie chcę o tym opowiadać. Na pewno słowo fascynacja nie jest w tym wypadku najtrafniejszym określeniem. Mama faktycznie jest nauczycielką zen, a ja powiem tak - buddyzm pomaga mi w życiu. Jeśli praktykujesz go uczciwie - mam na myśli medytację, stwarzasz sobie dużo miejsca w sercu, rozwijasz pozytywne stany umysłu, no i uspokajasz się. Ta religia ma 2,5 tys. lat i milionom ludzi pomaga żyć.