logo


W pięć lat po realizacji Nędznych psów Peckinpah zrealizował w Europie dramat Żelazny krzyż, którego akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej. I wydawać by się mogło, że to karkołomne zadanie dla specjalisty od westernów czy filmów sensacyjnych. Nic bardziej mylącego. Peckinpah stworzył oryginalne dzieło, nie rezygnując z własnego stylu. Imponuje nieprawdopodobną wyobraźnią batalistyczną i kompozycją kadrów. Reżyser nie opowiada się za tym, która ze stron miała rację. Ukazuje bezsens wojny. W jednej ze scen Rosjanie zabijają swojego młodziutkiego zwiadowcę, w innej Niemcy na skutek dezinformacji strzelają do siebie. Wojna to okrucieństwo, zatracenie człowieczeństwa, gdzie biorą górę najniższe instynkty i gdzie trzeba zabijać, żeby nie zostać zabitym. Sierżant Steiner (James Coburn) i major Stransky (Maximilian Schell) walczą w jednym oddziale na froncie wschodnim. Pierwszy jest wzorowym żołnierzem, który swe zadania wypełnia z jakąś dziką determinacją, zyskując poklask u kolegów i odznaczenia u przełożonych. Drugi to wymuskany oficerek i tchórz, który przyjechał na front, by zdobyć - przypisując sobie czyjeś zasługi - żelazny krzyż. Steiner przymyka oczy na bufonadę majora. Kiedy jednak bezsensowne rozkazy Stransky'ego doprowadzą do śmierci jego kolegów, a i on ledwie ujdzie z życiem, wtedy wkroczy do akcji.


Próbą parodii własnego stylu był nakręcony w 1978 roku Konwój. Peckinpah powtórzył w nim pomysł z westernu Pat Garrett i Billy Kid, przy czym rozegrał go współcześnie. Miejsce kowbojów zajęli kierowcy potężnych ciężarówek - pozostałe rekwizyty są niezmienione. Konflikt między głównym bohaterem, „Kaczorem” (Kris Kristofferson), a szeryfem (Ernest Borgine) dotyczy w najszerszym pojęciu wolności jednostki. „Kaczor” jest młodym, inteligentnym, a przede wszystkim wolnym człowiekiem. Szeryf to bezduszny, wręcz tępy egzekutor prawa, który swoje kompleksy (nadmierna otyłość) i porażki sercowe („Kaczor” flirtuje z jego kochanką? żoną?) wyładowuje na kierowcach, często nadużywając władzy. Doprowadza to w rezultacie do spontanicznej rewolty „tirowców”. Zakończenie filmu nie jest tak tragiczne jak w Pat Garrett i Billy Kid. „Kaczor” wychodzi cało z zastawionej pułapki, a kreowanie go „pośmiertnie” na bohatera narodowego przez sprytnego gubernatora (chce wygrać wybory) okazuje się wielką polityczną farsą.


Peckinpah przez okres swoje pracy zawodowej napotykał na trudności ze strony producentów. Polegało to zwykle na tym, że po zdjęciach zabierano mu film, montowano według własnego uznania i wprowadzano na ekrany. Doprowadzało to reżysera do napadów furii i nierzadko kończyło się (zupełnie jak w filmach) bijatyką. Długo też jego obrazy nie były należycie odbierane przez krytyków i widzów w USA. Peckinpah zbyt ostro zrywał z legendą Dzikiego Zachodu i za bardzo wyłamywał się spod schematycznych fabułek, aby jego kino mogło podobać się w Ameryce wychowanej na klasycznych westernach. W recenzjach zarzucano mu tanią fascynację gwałtem i nie szczędzono kąśliwych epitetów: konserwatysta, totalitarysta, sadysta, a nawet - faszysta. Z czasem grono jego wielbicieli zaczęło rosnąć. Reżyser był prekursorem gatunku określanego potem w licznych opracowaniach mianem antywesternu lub westernu psychologicznego. Dopiero po nim zaczęły powstawać w USA ambitne filmy o podboju Dzikiego Zachodu, takich twórców jak Arthur Penn (Mały wielki człowiek) czy Ralph Nelson (Niebieski żołnierz).


Nie da się ukryć, kino Peckinpaha ocieka krwią, ale on - bulwersując obrazami okrucieństwa - ostrzegał. Jego filmy to swoistego rodzaju traktaty na temat rodzącego się w człowieku zła i próby walki z tym złem. Zło w jego filmach nie rodzi się samo, lecz wyrasta z warunków bytowania. Dobro zaś nie jest efektem natchnienia, lecz ewolucji duchowej w praktyce życia. Peckinpah zawsze uśmiercał amatorów nieuzasadnionego gwałtu. Śmierć w jego filmach nie jest mechaniczna, śmieszna poprzez swoją zwykłość - jest majestatyczna, tragiczna. Reżyser bardzo dokładnie pokazywał, co może człowiekowi zrobić kula wystrzelona z karabinu czy rewolweru. Jaką może mu wybić dziurę w ciele i na jaką odległość może odrzucić zmasakrowane zwłoki. Pokazywał to wszystko w zwolnionych kadrach, bardzo precyzyjnie, jakby lubował się tymi okropnościami. Takie kręcenie strzelaniny stało się potem obowiązującym kanonem w filmach gatunku. Najbardziej godnym kontynuatorem stylu Peckinpaha (zwolnione zdjęcia, oraz w warstwie fabularnej - poddana próbie męska przyjaźń) jest dziś John Woo (Tajna broń, Bez twarzy, Mission: Impossible 2). W Polsce - Władysław Pasikowski. Właściwie we wszystkich jego filmach (Kroll, Psy, Psy 2) dwaj przyjaciele stają przeciwko sobie. Najbardziej - pod względem wizualnym - występuje to w Reichu. Tam mamy nie tylko zwolnione zdjęcia w końcowej strzelaninie, ale nawet poruszające się na wietrze, w spowolnionym tempie, frędzle na kurtce Mirosława Baki.


Kobiety w filmach Peckinpaha są albo biernymi obserwatorkami, albo współuczestniczkami poczynań bohatera. Jeśli są tylko obserwatorkami, bohaterowie najczęściej przegrywają swoje życie. Jeśli zaś współuczestniczkami - wygrywają. Zamiana agresji na miłość była sensem moralistyki reżysera. Tego wyboru dokonał Cable Hogue, z tych mniej więcej powodów zatriumfował Doc McCoy (Ucieczka gangstera), „Kaczor” (Konwój) czy David (Nędzne psy), którzy okazali się godni uczucia. Z identycznej przyczyny przegrywa swoje życie Bennie (Dajcie mi głowę Alfreda Garcii), który uczucie odrzucił. Ostatnim filmem Peckinpaha był sensacyjny film, według powieści Roberta Ludluma, Weekend Ostermana. Sam Peckinpah zmarł 28 grudnia 1984 roku. Odszedł jeden z ostatnich hollywoodzkich straceńców.

Sławomir Zygmunt