Nakręcił 14 filmów. Był reżyserem kłopotliwym dla producentów, znanym z niedotrzymywania terminów, ostrego picia i niepohamowanego języka. A jednak jego nazwisko na trwałe weszło do historii kina.
Sam Peckinpah urodził się w 1926 roku w Kalifornii (Mountain), w rodzinie irlandzkich emigrantów. Karierę w show-biznesie zaczynał jako producent i reżyser teatralny. Kręcąc dla telewizji głośne w latach 50. seriale: Złamana strzała, The Rifleman, Klondike odkrył swą pasję do realizowania filmów o Dzikim Zachodzie. Jako reżyser zadebiutował w 1961 roku filmem Niebezpieczni kompani (The Deadly Companions). Już ten pierwszy, stosunkowo najmniej znany western Peckinpaha, opowiadający o trzech kowbojach, którzy pomagają pewnej kobiecie przetransportować trumnę ze zwłokami syna przez tereny Apaczów, był zapowiedzią stylu, który w całej okazałości zaprezentował w drugim filmie - Strzały o zmierzchu (1962). Co ciekawe, film ten w Stanach Zjednoczonych przeszedł bez echa, odnosząc dopiero sukces w Europie.
Akcja wszystkich westernów Peckinpaha rozgrywa się w czasie schyłkowym, kiedy dawny Dziki Zachód odchodzi w zapomnienie, kiedy na te tereny wkracza cywilizacja. Reżyser wykreował wizję świata pełnego zła, gdzie jedyną ocalałą wartością jest męska przyjaźń. Jego bohaterowie to ludzie przegrani. Postacie dwóch weteranów w Strzałach o zmierzchu dają początek galerii straceńców, złączonych desperacką ideą obrony indywidualnych wartości i własnych zasad.
Strzały o zmierzchu otwiera, jedyny w historii westernów, egzotyczny wyścig wielbłąda z końmi. Eks-szeryf Steve Judd (Joel McCrea) i jego przyjaciel Gil Westrum (Randalph Scott) wynajmują się do konwojowania złota z górskiej osady do banku w miasteczku. I nic by nie było w tym oryginalnego, gdyby nie przewrotne zakończenie. Przyjaciele wpadają w zasadzkę. Judd zostaje ranny, a Gil zamiast mu pomóc, zostawia go na „pożarcie” bandytom i ucieka ze złotem. W ostateczności wraca, by stanąć przy boku umierającego eks-szeryfa. Jednak to nie ten pozorny happy end jest istotny. Istotna jest zdrada i własny interes w obliczu nawet największej przyjaźni. Na to zwróciła uwagę europejska krytyka i to stanowiło o wyłomie w klasycznym westernie jakiego dokonał reżyser.
Klasyczne westerny sławiły silnych ludzi stawiających czoła groźnej naturze, bandytom czy Indianom napadającym na karawany osadników. Wiadomo było kto jest kim choćby po ubraniu i wyglądzie. Bohater pozytywny nosił się schludnie, przeważnie w jasny strój, był umyty, a buzię miał jak z żurnalu mody. Bandyta z kolei, żeby nie było żadnych wątpliwości, nosił czarne ubranie i wyglądał jak skrzyżowanie nosorożca z Frankensteinem. Filmy te obowiązywało szczęśliwe zakończenie - bohater spełniwszy dobry uczynek odjeżdżał w blasku zachodzącego słońca.
U Peckinpaha wszystko jest inaczej. Jego bohaterowie są szorstcy, brudni, nieogoleni - zresztą gdzie mieliby się myć? Na pustyni, w górach, czy może na prerii podczas pędzenia bydła? Woda jest metaforą oczyszczenia. W Balladzie o Cable'u Hogue'u prostytutka o anielskim sercu myje z wielką ofiarnością Cable'a, który wyrzeka się zemsty. W Majorze Dundee finałowa bitwa rozgrywa się w wodzie. Dawni antagoniści, major Dundee i kapitan Tyreenem, ramię w ramie walczą z Francuzami w rzece. Bohaterowie Peckinpaha są bardzo zróżnicowani wewnętrznie. Nie ma klasycznego podziału na czarny i biały charakter. Reżyser dostrzegał inne kolory ludzkiej natury. W jego filmach nie można do końca przewidzieć zachowania bohaterów - to zawsze zależy od sytuacji w jakiej się znajdują. Są przeżytkami minionej epoki. Mają świadomość przegranej, wiedzą że ich czas się kończy, ale nie chcą się z tym pogodzić. Do ostatniego naboju walczą o swoje moralne racje. Są straceńcami, których łączy idea indywidualnej wolności i własnych zasad. W filmach Peckinpaha nie ma eleganckich pojedynków na głównej ulicy w miasteczku. Strzela się z zasadzki, w plecy, a jeśli to nie odnosi skutku organizuje się regularne polowania na człowieka. Łowcy nagród, a więc reprezentanci prawa, rabują trupy z butów i odzieży. Dzieci oglądają walkę dwóch skorpionów, które następnie podpalają (Dzika banda). Czasem żeby wypłoszyć wroga wrzuca się do jego kryjówki jadowite węże (Ballada o Cable'u Hogue'u). Każda metoda jest dobra - cel uświęca środki. W jednej ze scen filmu Pat Garrett i Billy Kid, Billy przyjeżdża do swoich przyjaciół. Okazuje się, że ojciec wielodzietnej rodziny został zastępcą szeryfa. Po zjedzonym posiłku Billy i zastępca szeryfa wychodzą przed dom, by na oczach żony i dzieci stoczyć pojedynek. Ruszają odwróceni plecami przed siebie i po dziesięciu krokach mają się odwrócić i strzelać. Billy policzył jednak tylko do siedmiu, odwrócił się więc wcześniej i zabił dawnego kompana. On wiedział, że reguły fair-play w tym okrutnym świecie nie obowiązują, zwłaszcza gdy idzie o życie. Rycerskość nie była w modzie, dżentelmeni szybko kończyli na cmentarzu, dlatego bez skrupułów nacisnął spust.
Następny film Peckinpaha, Major Dundee (1965), mimo sztafażu tradycyjnego westernu, jest raczej filmem psychologicznym. Główna rozgrywka odbywa się miedzy dwoma dawnymi przyjaciółmi, majorem Dundee (Charlton Heston) i kapitanem Tyreenem (Richard Harris), których rozdzieliła wojna domowa - jeden walczył w armii Północy, drugi Południa. Tyreen jest jeńcem majora. Dundee proponuje mu, aby stanął ze swymi ludźmi u jego boku do walki z Indianami, bowiem niezależnie od osobistych animozji, uważa walkę z nimi za największy obowiązek. Tyreen zgadza się. I tak oto wyrusza dziwaczny oddział (Jankesi, Południowcy, Murzyni) w swoją ostatnią misję, bo nikt nie ma złudzeń - drogi powrotnej nie będzie. Atmosfera jeszcze bardziej się zagęści, kiedy między bohaterów wkroczy kobieta imieniem Senta (Teresa Santiago). Choć akcja Majora Dundee toczy się na marginesie wojny secesyjnej, wiernie odtwarza atmosferę wzajemnej nienawiści i bratobójczej walki, w której biorący udział ludzie nie zawsze byli przekonani o słuszności sprawy.