A nie jest tak, że teraz potrzebujemy większej autonomii i niezależności niż kiedyś?
Być może tak. Bycie z kimś ogranicza. Ale dążenie do autonomii i niezależności nie likwiduje potrzeby bycia razem. Natomiast zabiera czas na kontakty z ludźmi i odbiera relacjom osobisty charakter. Rozejrzyj się po tej kawiarni. Ilu ludzi spotkało się tu, by po prostu cieszyć się swoim towarzystwem, przyjemnością popatrzenia na siebie i rozmową? Doświadczenie podpowiada mi, że 3/4 przyszło tu coś załatwić, tak jak my. Ludzie są nam potrzebni do czegoś. Jedni drugich używają. To się nazywa instrumentalizacja relacji i prowadzi do tego, że jest między nami obco, zimno, pusto. Z tego rodzi się poczucie samotności. Bo potrzeba bycia z innymi, cokolwiek byśmy pod tym nie rozumieli, w nas ciągle jest. Gdyby nie ona, agencje towarzyskie dla pań i panów nie miałyby racji bytu. Wielu ludzi, którzy przychodzą do punktu konsultacyjno-diagnostycznego, w którym pracuję to ludzie samotni społecznie. Nie mają rodzin ani życiowych partnerów. Co nie przeszkadza, że mają 100-150 partnerów seksualnych. To taka proteza, erzatz więzi. Jedna z kobiet ujęła to bardzo trafnie: „Pan rozumie, zawsze jest lepiej obudzić się, gdy ktoś obok oddycha”. Dokładnie zapamiętałem, bo te słowa obrazują po jakie protezy sięgamy, by nie czuć się samotnym.
Ale nie robimy nic żeby nie być samotnym. Dlaczego?
Gdybym to wiedział, pewnie dostałbym już nagrodę Nobla. Ludziom często wydaje się, że jeśli ktoś pojawi się u ich boku, nie będą mieli poczucia samotności. To oczywiście złudzenie. Owszem może tak być, ale nie musi. Poczucie samotności zniknie dopiero wtedy, gdy zbudujemy jakiś rodzaj więzi, a może bardziej bliskości. Poprosiłem niedawno młodych psychologów i pedagogów, uczestników moich warsztatów, żeby w wyobraźni wsiedli do kapsuły czasu, przenieśli się do dzieciństwa, sfotografowali jakąś sytuację i przynieśli ten obrazek ze sobą. Na większości zdjęć byli rodzice. Na żadnym nie okazywali ani sobie ani dzieciom czułości. Trudno budować bliskość bez czułych gestów.
To może dlatego wiele osób przy świątecznych stołach czuje się samotnie?
Niestety to częsty obrazek. Siedzimy przy stole, wokół rodzina, festiwal hipokryzji i zakłamania. Nawet możesz do końca tego nie nazwać, ale czujesz, że coś jest nie halo. Że twój świat nie ma z nimi nic wspólnego. Nawet jeśli przełamałaś się opłatkiem, to jest to tylko rytuał. Nie ma w tym żadnych znaczeń, przynajmniej dla ciebie. I wtedy rzeczywiście możesz się czuć jeszcze bardziej samotna niż gdybyś była sama. Właśnie przez ten kontrast – kupa ludzi, coś się dzieje, ale ty jesteś kompletnie nie podłączona do tego. Nic tam nie ma co cię rusza, co lubisz, nie ma twarzy na którą patrzysz z sympatią. Nawet dzieci nie mają do ciebie specjalnych interesów poza tym, jaki prezent im przyniosłaś. I to może być bardziej dojmujące, niż gdybyś siedziała w domu, zapaliła choinkę i wyświetliła sobie dobre wspomnienia. Warto wtedy skontaktować się, nawet we własnym wnętrzu z ludźmi, którzy są ci naprawdę bliscy. Bliskości i poczucia wspólnoty nie da się zadekretować ogłoszeniem świąt. To się buduje latami.
W rodzinie, której człowiek nie wybiera, czy wśród znajomych, co też miewają kłopoty z bliskością, możemy się czuć samotnie. Ale bardzo często ciężar samotności dźwigają kobiety lub mężczyźni, którzy sami wychowują dzieci, z którymi łączy ich głęboka więź.
To samotność wynikająca z odpowiedzialności. W każdej sprawie dotyczącej dziecka są sami. Nie mają wsparcia drugiej osoby, która byłaby za nie tak samo odpowiedzialna. Babcie, przyjaciele, rodzeństwo – oni wszyscy mogą być bardzo pomocni i wspierający, ale każdą decyzję samotna mama czy tata muszą podjąć sami i ponieść jej konsekwencje. Podobny rodzaj samotności towarzyszy kapitanowi samolotu czy statku, dowódcy grupy specjalnej, negocjatorce pertraktującej z bandytą czy terrorystą. Tak samo są samotni ludzie, którzy realizują jakieś wielkie przedsięwzięcia, czasami wbrew wszystkiemu i wszystkim. Myślę że doświadczała tego Matka Teresa z Kalkuty, Gandhi, nawet Dalajlama. Przy całym jego cieple i, jak mi się wydaje, sympatii do ludzi, w gruncie rzeczy idzie swoją drogą, na przekór polityce, czasem nawet na przekór dążeniom Tybetańczyków. Myślę, że żyje z głębokim dysonansem, ponieważ, jest wystarczająco inteligentny żeby zrozumieć, że w tym świecie nie zwycięża się dobrocią. W ostatecznym rozrachunku wygrywa siła.
Czemu może służyć samotność?
Chroni przed utratą. Niejeden pacjent czy pacjentka mówili w moim gabinecie, że nie warto się wiązać, bo każdy związek przemija. To jeden z ważniejszych powodów, dla których ludzie tkwią w samotności. Bywa jednak, że człowiek boi się, że skrzywdzi osobę, z którą się zwiąże. To jak z tym liskiem z Małego Księcia. Strach, że się kogoś oswoi i stanie się za niego odpowiedzialnym. Samotność chroni przed zależnością, która jest nieodłączną częścią związku i zaangażowaniem oraz kompromisami, które również są nieuchronne.
A czy są ludzie, którym przydałaby się samotność?
Nigdy nie odważyłbym się nikomu tego zaproponować. Bo na samotność trzeba być wewnętrznie gotowym.
Rozmawiała: Anna Ławniczak
Przeczytaj także wywiad z Wiesławem Sokolukiem pt. Singiel - wybryk cywilizacji?
Wiesław Sokoluk - seksuolog i pedagog. Pomagał w dorastaniu wielu pokoleniom młodzieży. Teraz zajmuje się szkoleniem psychologów i pedagogów. Jest autorem pierwszej w Polsce książki o tym jak rozmawiać o seksie z dziećmi, podręcznika "Wychowanie do życia w rodzinie" oraz książki "Seks czegoś smutny", napisanej wspólnie z Ewą Klepacką-Gryz. |