Zwodzony nos
Kiedy ładnie sobie pachniemy, jest cudownie. Ale aromatyczna istota biologiczna kłóci się czasem z wytworem cywilizacji, jakim coraz bardziej jesteśmy. Staje się też przedmiotem awersji, takiej samej jak każda inna cecha. Zaplątuje się również w sieć naszych nieświadomych gier z samym sobą i z innymi ludźmi.
Są kobiety, które nie znoszą własnego intymnego zapachu. Myją się pachnącymi żelami, używają dezodorantów intymnych, choć ginekolodzy na samą myśl o nich wyrywają sobie włosy z głowy. Bywa oczywiście, że stan zapalny pochwy powoduje niemiły rybi swąd, ale rzecz jest do wyleczenia i zapomnienia. Psychoanalityk pod taką awersją do naszej kompozycji zapachowej będzie się dopatrywał problemów z zaakceptowaniem własnej seksualności, popędów i impulsów. Zapach to coś bardzo anarchistycznego. Ścieżka nerwowa jaką biegnie nie daje nam zbyt wiele możliwości kontroli nad odbieraniem go. A już to, co wydzielamy, zupełnie od naszej woli nie zależy. Do tego działa na podświadomość osób wokół. Czysty żywioł, a wiele z nas boi się swojej instynktownej części, która tak niekontrolowanie się manifestuje. Trzeba go więc zmyć, zagłuszyć, zneutralizować. I choć Helen Fisher, antropolog i największa specjalistka od przekładania miłosnych uniesień na język mechanizmów biologicznych, twierdzi żartobliwie, że nasze higieniczne rozpasanie jest odpowiedzią na marketing producentów środków czystości, to ucieczka od własnego zapachu ma jednak i psychologiczny podtekst. Według niektórych badaczy także społeczny. Mówią, że narodowa awersja do pachnięcia człowiekiem Japończyków wynika z wieków aranżowanych małżeństw. Trzeba było zdusić swoje uczucia i pragnienia, a skoro zapach tak mocno nami w sprawach płci kieruje, musiał przegrać z higieną.
W stałym związku intymna woń partnera jest afrodyzjakiem. Na ogół wytrzymujemy jego zmiany pod wpływem jedzenia, chorób, stresu. Jeśli nagle stanie się odpychający, to gdy nie wchodzą w grę dramatyczne zaniedbania higieniczne czy dewastująca kompozycję zapachową działalność, np. przyjmowanych leków, może chodzić o relację i emocje. Dość często jest tak, że uczucia, które boimy się przeżywać i wyrażać manifestują się za pośrednictwem ciała. Słynna psychosomatyka. Awersja na zapach dotąd ukochanego może maskować skrywane pretensje, żale, brak satysfakcji. Wszystko to, co złego dzieje się w nas w związku ze związkiem, a o czym boimy się otwarcie powiedzieć, ba czasem nawet pomyśleć i poczuć.
Seks masz w nosie. Większość osób, które z różnych powodów tracą węch, traci też libido. Ale choć zapach odgrywa tak dużą rolę w grach łóżkowych, a naukowcy rozpoczynają coraz to nowe badania nad wpływem aromatów na życie erotyczne, nie ma zgody. Są feromony czy nie ma? Używać perfum czy nie? Wody zaprawione piżmem tak naprawdę działają na kobiety, bo my jesteśmy o niebo wrażliwsze na ten zwierzęcy akord. To dlaczego takie mocne zapachy przyciągają wielu mężczyzn? Naukowcy mają i na to swoją koncepcję. Kobieta, która nosi piżmowe perfumy jest bardziej pobudzona seksualnie. A roznamiętniona samica podnieca mężczyznę. To jak jest z tym zapachem? Czort wie. Ale działa.
Anna Ławniczak
Przeczytaj także: Kobiety, które już raz kochałem, Feromony - seksualny wabik