Wiosna to pora miłosna. Czas oczarowań i uniesień opisywanych kaskadami słów piosenek i wierszy. Ale w maju wyrazami naszych uczuć obdarowujemy też Mamy, w czerwcu zaś rozpieszczamy Dzieci i honorujemy Ojców. Bo zakochaniem miłość zaledwie się zaczyna.
Ktoś powiedział, że gdyby nie miłość, nie byłoby trzech czwartych utworów literackich, filmów i piosenek. I mnóstwa innych rzeczy, które robimy niesieni energią uczucia albo przeciwnie próbując zapomnieć o zawodzie albo poradzić sobie z rozczarowaniem, że ktoś nie odwzajemnia naszego zakochania.
Miłość jednak, gwiazda prozy, poezji i szołbiznesu, została także rozłożona na czynniki pierwsze w pracach naukowych, psychologicznych i socjologicznych. I choć profesor Bogdan Wojciszke, autor słynnej już książki p.t. „Psychologia miłości”, twierdzi przewrotnie, że psychologia jest jeszcze zbyt głupia, żeby coś ludziom w tej materii radzić, to dostarcza jednak wielu informacji i wiedzy. Dzięki nim ludzie mogą poradzić sami sobie. Przede wszystkim w tym jak sprawić, by miłość nie była tylko od święta.
Miłość jest wieczna
Większości z nas wystarczy tylko popatrzeć na parę, żeby stwierdzić, czy ludzie się kochają. I każdemu pewnie się zdarzyło, że spotkał małżeństwo z długim stażem zaprzeczające obiegowym sądom o miłości, która z czasem się wypala. Naukowcy też to zobaczyli. Potwierdzili, że małżonkowie z satysfakcjonujących związków reagują na siebie dokładnie tak, jak ludzie dopiero co zakochani. To widać w ich mózgach jak na dłoni. Trudniej już odpowiedzieć na pytanie jak tego dokonali. Kiedy rozmawia się z takimi parami wydają się zupełnie zwyczajne. I mąż i żona widzą w swoich partnerach sporo wad i słabości, mają często różne upodobania i inne zdanie w rozmaitych sprawach, kłócą się ze sobą, zdarzają im się problemy z teściowymi i wszystkie inne małżeńskie codzienne przypadłości, które nie omijają żadnej pary. A jednak są ze sobą przez lata i nie wyobrażają sobie, by mogło być inaczej. Mają dla siebie tyle samo miłości i ciepła, co na początku znajomości. Wspólną cechą takich par jest to, że ich miłość rośnie i dojrzewa przez lata jak drzewo. Składa się z drobnych codziennych gestów, troski i zaangażowania, by wszystkim w związku było dobrze. Dobrzy małżonkowie, jak to praktycy, nie zawsze potrafią powiedzieć, co zrobili, że są mistrzami w miłości. Tutaj pomaga psychologia, która miłość i związki dogłębnie zbadała.
Pokochać prozę
Jeden ze znanych polskich seksuologów powtarza, że gdyby zakochanie trwało kilka lat, to nikt by tego nie wytrzymał. Skoki ciśnienia, emocje fruwające jak chorągiewka na wietrze, zależne od jednego uśmiechu czy spojrzenia ukochanego, obsesyjne myślenie tylko o jednym, zupełna obojętność dla wszystkiego, co nie jest miłością niechybnie doprowadziłyby do zespołu wypalenia czy chronicznego zmęczenia. Dlatego po zakochaniu przychodzą spokojniejsze etapy miłości. Nie ma więc co płakać nad spadkiem temperatury uczuć i odpłynięciem oszałamiającego obłoku emocji odbierającego często rozum. Ani załamywać rąk, gdy znikną gdzieś różowe okulary i zaczynamy widzieć rzeczywistość i ukochanych w ich codziennych kolorach. Gdy poezja powoli zamienia się w prozę. Psychologowie rozmaitych orientacji i szkół zgodnie powtarzają, że za bardzo daliśmy się otumanić mitowi romantycznej miłości i tylko ją uważamy za prawdziwą. A to tylko jeden z jej odcieni, płomienny i gorący. Pozostaje jeszcze cała tęcza innych barw.
Portret bez retuszu
Pary kochające się przez długie lata zazwyczaj umiejętnie przechodzą przez etap utraty złudzeń, którymi karmią się zakochani. Utrata różowych okularów czyli zobaczenie u partnera wad, słabostek i cech, których nie lubimy nie kończy się u nich rozczarowaniem i porzuceniem. Z wyjątkiem bowiem patologicznych przypadków, kiedy jedna osoba świadomie drugą oszukuje i uwodzi, nasze złudzenia wynikają z tego, że na początku miłości szukamy głównie wszystkiego, co nas łączy, radośnie nie dostrzegając różnic. W końcu jednak przychodzi moment prawdy i powoli zaczynamy widzieć realnie. „Jeśli chcesz być kochanym, bądź wart miłości” dowodził Owidiusz. Warto więc nie tylko wypisać rejestr rozczarowań, których źródłem jest wyidealizowany dotąd partner, ale też dać mu prawo do rozczarowania nami. Niektórym pomaga w przetrwaniu takiego etapu wyrozumiałość i poczucie humoru, innym umiejętność wyważania różnych cech. Swoisty bilans: co prawda nie nie daje mi już kwiatów w każdą rocznicę naszego poznania, ale z nim czuję się bezpieczna.