logo

Czy masz jakiś zespół?
Tak, przede wszystkim polski zespół „Orientacja na Orient”, założony w 1983. Grupa ta wykonuje głównie moje utwory .To muzyka oparta na motywach orientalnych – indyjskich, chińskich, arabskich. Gramy też oryginalne mantry i ludowe melodie Orientu. „Orientacja na Orient” dała wiele koncertów, ukazały się dwie kasety z naszą muzyką. Od roku 2009 prowadzę też polski zespół „The Lucyan Group”, wykonujący muzykę, którą określam mianem „orient-jazz”. To moje kompozycje, mieszanka elementów jazzowych i orientalnych. Ukazały się w różnych krajach 2 płyty tego Lucjan Wesołowski, The Lucyan Group, Orientacja na Orient, sitar, Hybrydy, Shakti Vilas, buddyzm, orient-jazz, multiinstrumentalista, Led Zeppelinzespołu. Grywam też w duetach z basistą Przemkiem Kowalskim z Łodzi i gitarzystą Paolo Marocchio z Werony. Jestem członkiem włoskiego zespołu „Shakti Vilas”, wykonującego indyjskie pieśni duchowe „bhajan”.

A propos, jaki jest Twój dorobek płytowy?
Ukazało się 15 płyt i kaset z moją muzyką, wydanych 37 razy w Polsce, we Włoszech, na Węgrzech i w USA. We Włoszech ukazała się w 2010 książka z płytą zawierającą moją muzykę, a w USA cztery lata temu 6 DVD z kursami jogi, na których to DVD w podkładzie słychać moje utwory. Byłem też muzykiem sesyjnym na wielu płytach wydanych w różnych krajach, m.in. w Australii, Austrii i Białorusi.

Czy często bywasz w Polsce?
Tak, grywam w Polsce dość często, prowadzę zajęcia rozwoju osobistego, uczę gry na sitarze...

Co w duchowości Indii, czy też Dalekiego Wschodu w ogóle jest dla Ciebie najbardziej frapujące?
Głębia, otwartość, praktyczne wskazówki jak się rozwijać psychicznie i duchowo, brak dogmatyzmu (szczególnie w buddyzmie)...


Czy muzyka orientalna wyraża tę duchowość?

Muzyka orientalna to pojęcie bardzo szerokie. Orient to praktycznie cała Azja plus chyba także kraje arabskie północnej Afryki. Kto wie, może z obszaru Azji tylko Syberia zachodnia wymyka się z tego pojęcia, choć można by się spierać. Na pewno istnieje wyraźny związek między klasyczną muzyką indyjską a tradycją duchową kultury indyjskiej. Oczywiście to samo odnosi się do mantr (prostych formuł duchowych) i bhajanów (indyjskich pieśni duchowych).

Znam ludzi, którzy już jako dorośli nauczyli się grać: jeden psychiatra doszedł do wniosku, że musi grać na saksofonie, psycholog i handlowiec złapali się za gitary, a finansista za skrzypce. Co takiego jest w muzyce, że nagle w człowieku budzi się nieodparta potrzeba grania (albo śpiewania: parę dziennikarek ostatnio założyło chór)?
Jedna z możliwych odpowiedzi: muzyka oferuje niesamowitą możliwość ekspresji, wyrażenia samego siebie. Ostatnio uczestniczyłem w warsztatach śpiewu intuicyjnego. Nawet ludzie nie mający dotąd związku z muzyką potrafili pokazać i przekazać samych siebie za pomocą prostych dźwięków. Granie czy komponowanie może być cudowną zabawą nawet dla kompletnych laików muzycznych. Miałem okazję zobaczyć to wielokrotnie, m.in. na owych warsztatach.


Dziś, na Zachodzie, nawet duchowość zaczyna mieć swoją wersję instant. Jeździ się do klasztorów na tygodniowe wyciszenie, żeby ładować akumulatory, tak jak do SPA.Co o tym sądzisz?

Dla mnie to jest OK. Nawet 5 minut medytacji już coś daje. Lepsze to niż nic. Jeśli nie ma się czasu czy chęci na głębsze czy dłuższe praktyki duchowe, to 5 minut też jest dobre. A tydzień praktyk to hoho! To już potężny zastrzyk duchowości.

Coache zatrudniani przez firmy rekomendują pracownikom rozwój duchowy, a niektórzy pracodawcy kupują tezę, że pracownik rozwinięty duchowo to lepszy pracownik. Czy o taką duchowość chodzi?
Myślę, że człowiek rozwinięty duchowo to po prostu lepszy człowiek. A więc lepszy partner, obywatel, pracownik. Wierzę też, że duchowości nie da się wtłoczyć w ramy systemów i struktur. To najgłębsza esencja istnienia, jaką znam. Myślę, że nie da się z niej zrobić narzędzia do wyciskania ludzi jak cytryny. Więc nie obawiam się takich akcji. Mówi się nieraz „różne są drogi do Boga”. Dodałbym „jakkolwiek go rozumiemy i czymkolwiek on dla nas jest”.


Czy jesteś wegetarianinem?

Tak. Choć zdarza mi się zjeść rybę. Nie tykałem żadnego mięsa przez ok. 15 lat. Potem pewna przewodniczka duchowa skłoniła mnie do jedzenia mięsa przez kilka miesięcy. Wyleczyło mnie to z ortodoksji i łagodnego fanatyzmu wegetariańskiego, który objawiał się dyskretnym naprowadzaniem ludzi na drogę niejedzenia mięsa. Od tego czasu hołduję zasadzie „niech każdy je co chce”.


Czy zgadzasz się z twierdzeniem: jesteś tym, co jesz?

Do pewnego stopnia tak. Najważniejsza jest duchowość, ale wszystko jest ze sobą połączone, pokarm na pewno wpływa na nasz organizm, a nasza psychika jest z nim w bezpośrednim związku. Oczywiście są z nim związane także najwyższe, duchowe warstwy naszej osobowości. Zresztą słowo „najwyższe” jest mylące. Wszystko w nas przenika się nawzajem, duchowość przejawia się na każdym kroku, także w tzw. przyziemnych Lucjan Wesołowski, The Lucyan Group, Orientacja na Orient, sitar, Hybrydy, Shakti Vilas, buddyzm, orient-jazz, multiinstrumentalista, Led Zeppelinczynnościach. Ale ponoć wiele osób musi jeść mięso. Mówi o tym teoria diety powiązanej z grupą krwi. Nie wiem, nie znam się... Wiem tylko, że moje zdrowie i poziom energii bardzo skorzystały na tym, iż zaprzestałem jedzenia mięsa i białego cukru.

Są ludzie, którzy ze zdrowego żywienia robią oręż w walce z innymi - pouczają, udowadniają że są lepsi, bo lepiej jedzą albo dostają świra na punkcie zdrowej diety doprowadzając do sytuacji, że nic nie jest wystarczająco zdrowe dla nich. Skąd się to bierze i jak nie wpaść w takie błędne koło?
Sądzę, że to pouczanie bierze się z kompleksu niższości, który ponoć siedzi w każdym z nas od czasów dzieciństwa, kiedy zrozumieliśmy, że jesteśmy słabi i uzależnieni od innych. Potem szukamy sposobów, żeby się poczuć mocniejsi, lepsi od innych, aby to podświadome przekonanie skompensować. Posiadanie (pieniędzy, wiedzy itp.), stawianie się na piedestale, pouczanie itd. to właśnie te sposoby (plus wiele innych). Szaleństwo na punkcie zdrowej diety (we Włoszech określane mianem ortofagii) to moim zdaniem jedna z chorób naszej cywilizacji, to zapełnianie pustki duchowej i psychicznej, wynikającej m.in. z braku bliskich więzi z innymi ludźmi, z braku poczucia sensu życia itp. Jak nie wpaść w to błędne koło? Sposobów może być wiele. Sądzę, że jednym z najlepszych jest obserwacja samego siebie i coraz lepsze, stopniowe rozumienie własnych ograniczeń, fałszywych przekonań, destruktywnych tendencji. A potem nieutożsamianie się z własnym reakcjami, emocjami itd. Piszę o tym w mojej książce.

Dziękuję za rozmowę.
I ja dziękuję! Do zobaczenia lub usłyszenia! Zapraszam na moje strony internetowe: 
www.lucyan.prv.pl (www.surya-sound.com)
ww.myspace.com/lucyan2006
www.facebook.com/lucjanwesolowski
www.nasze-piosenki.pl


Przeczytaj także Art of Living. Luz niekontrolowany.


Rozmawiał: Sławomir Zygmunt