logo

Czyli starsi twórcy, którzy robiąc np. kino moralnego niepokoju, zadawali sobie to pytanie, dziś zapomnieli o nim?

Coś zgubiliśmy na pewno… Może umiejętność tego wielkiego, często męczącego wręcz skupienia, z którego rodzi się prawdziwa sztuka? Może brakuje nam już odwagi? Może wrażliwości? I dlatego bardziej opowiadamy anegdotę niż skupiamy się na bohaterach... Dobry film musi ją oczywiście zawierać. To jest fundament i konstrukcja, na której zawieszona jest cała opowieść. Podobnie jest w architekturze. Ale charakter tej konstrukcji nie polega na tym, jak wiele ma błyskotek i jak sprawnie jest skomponowana. Liczy się to, czy nasze skupienie na bohaterach jest na tyle przekonujące, że to oni znajdą się w centrum zainteresowania widza. Opowiem pani anegdotę, której bohaterem jest mój starszy syn Filip. Byliśmy wtedy pierwszy raz w Paryżu. Wziąłem go na wycieczkę, pokazałem Sekwanę, wieżę Eiffla, Notre Dame, Sacré-Coeur i kiedy wróciliśmy do hotelu, a żona spytała „I jak było?”, on przejęty odpowiedział: „Było pięknie! Widziałem takie cudne dzieci, bawiły się w piasku...”. I coś dalej tłumaczył o tych dzieciach. „Aha – pomyślałem – on Wojciech Marczewski, Teresa Marczewska, Andrzej Barański, Robert Gliński, Jan Jakub Kolski, Cześć Tereska, Mój Nikifor, Krzysztof Krauze, Lars Von Trier, Dogma, Kopenhaga, Dania, Paryż, Sekwana, Wieża Eiffla, Zmory, Dreszcze, Ucieczka z kina Wolność, Weiser, film, kino, the movie, scenariusz, scenarzysta, producent, Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, projekt 30 minut, kinematografia, polska szkoła filmowa, szkoła polska, kino moralnego niepokoju, nauka, pasja, Sekwana, Sacré-Coeur, dzieciństwo, fabuła, język, sceptycyzm, pokolenie, młodzież, młodzi, twórca, talent, skupienie, pokora, PRL, Festiwal POlskich Filmów Fabularnych w Gdyni, jury, Grand Prix, fundament, zjawisko, konstrukcja, model kina, bohater, artysta, kręcić film, realizacjazapamiętał ludzi, a ja pokazywałem mu budowle”. To najwyraźniej nie okazało się wystarczające. I w filmie działa ten sam mechanizm. Z dobrego filmu pamiętamy przede wszystkim postacie, emocje, nie fabułę. Zwłaszcza że gdy mowa o fabułach, wszystko już było, tylko bohaterowie bywają inni.

Dlaczego tak długo musimy czekać na każdy kolejny pana film? Kiedyś kręcił pan film co dwa, trzy lata, ostatnio przerwy między nimi sięgają 10 lat!

To prawda, i powiem pani, że sam siebie za to nie lubię. Dla mnie samego staje się to męczące. Mam poczucie, że te przerwy są zbyt długie i czuję już potrzebę, by zrobić kolejny film. A wciąż nie podjąłem do końca decyzji, że oto rzucam wszystko i robię go… Ostatnie lata całkowicie zainwestowałem w naszą szkołę. Sądziłem, że dwa, może trzy lata wystarczą, by powstała jakaś stabilna struktura. Ta szkoła jest dla mnie bardzo ważna. Mam poczucie, że moje dłuższe rozstanie z nią nie jest dobrym wyjściem. Dla szkoły. Nie należę do osób, które potrafią robić kilka rzeczy naraz. Jestem w trakcie pisania scenariusza, ale on nie powstanie, jeśli będę wciąż tak silnie związany zajęciami w szkole. Mówiłem o tej potrzebie skupienia, bo gdy zaczynam pisać, pierwsze tygodnie pracy są puste. Zwykle nie wychodzę wtedy poza taką zawodową poprawność. Robienie filmu to znacznie głębsza inwestycja. Przynajmniej ja potrzebuję długiego czasu, by film stał się jedyną, obsesyjną wręcz sprawą, jakiej się poświęcam. Zwykle jest tak, że materiał, który gromadzę, rośnie do rozmiarów kilku filmów fabularnych i dopiero z tego potrafię ulepić coś, co jestem w stanie uznać za wartościowe. Nigdy nie czułem potrzeby, by robić film tylko dla kolejnego tytułu na koncie.

Jest w pana kinie coś, co można określić mianem fascynacji siłą dzieciństwa. Poczynając od świetnych „Dreszczy”, po „Zmory”, wreszcie „Weisera”. Coś, co dowodzi, że zachował pan świeżość spojrzenia.

Mam poczucie, że do pewnego wieku przydarza się nam to wszystko, co decyduje o całym życiu. Dlatego akcja moich filmów rozgrywa się często w latach wczesnej młodości bohaterów. Bo mam świadomość, że właśnie wtedy wszystko się decyduje, że nasze dorosłe życie to konsekwencja tamtych doświadczeń. Potem trzeba bardzo uważać, by tego kapitału pierwszych, najsilniejszych doznań nie zgubić. Pamiętam, jak Stanisław Dygat powiedział mi kiedyś (a miałem wtedy chyba 25 lat, on koło 60): „Najważniejsze to zachować dziecięcą naiwność”. To znaczy wciąż się dziwić, że ten świat jest albo taki piękny, albo tak okropny. A nie stwierdzać beznamiętnie:„tak, właśnie taki jest” i traktować to jako fakt, który ani nas ziębi, ani grzeje. Staram się o tym nigdy nie zapominać.

Rozmawiała: Justyna Kobus

Justyna Kobus – dziennikarka, krytyk filmowy, 3 lata szef kultury we "Wprost", 2 lata krytyk filmowy "Dziennika", od 2007 szef kultury w "Sukcesie". Członek FIPRESCI i Koła Piśmiennictwa przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich.

*Wojciech Marczewski (ur. 28 lutego 1944 w Łodzi) – polski reżyser i scenarzysta. Twórca wybitnych, nagradzanych filmów: m.in. „Zmory” (1978), „Dreszcze” (1981), „Ucieczka z kina Wolność” (1990), „Weiser” (2000).