logo

Marczewski: Starsi twórcy tkwią w PRLWojciech Marczewski, jeden z najważniejszych polskich reżyserów filmowych, mówi dlaczego coraz rzadziej kręci kolejne filmy. Mówi też o fascynacji twórczością młodych reżyserów i sceptycyzmie, z jakim powinniśmy odnosić się do twórców pokolenia Wojciecha Marczewskiego i jego starszych kolegów po fachu.


JUSTYNA KOBUS
: Przez lata wykładał pan na wielkich filmowych uczelniach Europy. W 2002 r. wraz z Andrzejem Wajdą założył pan Szkołę Reżyserii. Zna pan pokolenie młodych filmowców. Jacy oni są? Ambitni, spolegliwi czy genialni?

WOJCIECH MARCZEWSKI*: Rzeczywiście, czuję się mocno związany z młodymi ludźmi, wykładałem w szkołach filmowych w Anglii, Danii, Niemczech, Szwajcarii, Polsce… Jeśli pyta pani o Polskę, mam poczucie, że szykuje się u nas do startu – niektórzy z nich już wystartowali – grupa fantastycznych młodych ludzi. Nie potrafię ich zaszufladkować, bo nie podążają w jakimś jednym wspólnym kierunku. Różnią się temperamentami i odmiennymi korzeniami. Za wiele też wśród nich indywidualności.

Nie będzie nowej „szkoły polskiej”?

Nie sądzę. Jeśli nawet młodzi reżyserzy ujawnią się za jakiś czas, to nie połączy ich estetyczne czy tematyczne podobieństwo. Trudno byłoby wskazać tendencje charakterystyczne dla tego pokolenia. Jestem jednak przekonany, że ci młodzi to naprawdę jedyna droga dla polskiej kinematografii. Znam wśród nich Wojciech Marczewski, Teresa Marczewska, Andrzej Barański, Robert Gliński, Jan Jakub Kolski, Cześć Tereska, Mój Nikifor, Krzysztof Krauze, Lars Von Trier, Dogma, Kopenhaga, Dania, Paryż, Sekwana, Wieża Eiffla, Zmory, Dreszcze, Ucieczka z kina Wolność, Weiser, film, kino, the movie, scenariusz, scenarzysta, producent, Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, projekt 30 minut, kinematografia, polska szkoła filmowa, szkoła polska, kino moralnego niepokoju, nauka, pasja, Sekwana, Sacré-Coeur, dzieciństwo, fabuła, język, sceptycyzm, pokolenie, młodzież, młodzi, twórca, talent, skupienie, pokora, PRL, Festiwal POlskich Filmów Fabularnych w Gdyni, jury, Grand Prix, fundament, zjawisko, konstrukcja, model kinawielu tak piekielnie zdolnych, że już niebawem zadziwią największych sceptyków. Mają w sobie prócz talentu wielkie skupienie i pokorę, czyli to, co najważniejsze. Dlatego na nich stawiam. Nie wierzę w to, że twórcy, którzy debiutowali w latach 70. i wcześniej, a w ciągu ostatnich kilkunastu lat kompletnie się pogubili, nagle odzyskają wielką formę. Kiedy jednak oglądam filmy czy nawet krótkie formy młodych, zdarza się, że jestem naprawdę poruszony. Jakiś czas temu ruszył nowy program pod nazwą „30 minut”. Udało się nam powrócić do formuły krótkich, półgodzinnych filmów fabularnych, jakie kiedyś robiło się dla telewizji. One powstają za śmiesznie małe pieniądze, ich twórcy mogą jednak zrobić pierwszy film w dość komfortowych warunkach. Niektóre z nich okazały się tak interesujące, że myślimy o połączeniu kilku w jeden fabularny film.

To znaczy, że pokolenie tych znacznie starszych artystów należy już spisać na straty?

To zabrzmiało drastycznie. Ale prawdą jest, że tylko niewielu z nich odnalazło się w dzisiejszej rzeczywistości. Choćby Krzysztof Krauze, którego film „Mój Nikifor” niedoceniony w Polsce to dla mnie jedno z największych filmowych wydarzeń ostatnich lat. Robert Gliński z filmem „Cześć, Tereska”, Janek Kolski, Barański... i jeszcze kilku. W sztuce trudno jest jednoznacznie wyrokować, artyści mają chwile wzlotów i upadków – tak więc wszystko jest możliwe, ale nie liczyłbym na jakieś radykalne odrodzenie.

Twórcy starszego pokolenia fantastycznie radzili sobie za pomocą metafory, w warunkach zniewolenia, gdy obowiązywała cenzura…

… a filmy robiło się, by coś przemycić, pokazać rzeczywistość taką, jaka była naprawdę, jaką skrzętnie ukrywano. Teraz, gdy wszystkie drzwi są otwarte, a oczywisty dla nas wszystkich wróg z tamtych czasów zniknął, trzeba samemu narzucić sobie dyscyplinę, uważniej spojrzeć na rzeczywistość i znaleźć inny, Wojciech Marczewski, Teresa Marczewska, Andrzej Barański, Robert Gliński, Jan Jakub Kolski, Cześć Tereska, Mój Nikifor, Krzysztof Krauze, Lars Von Trier, Dogma, Kopenhaga, Dania, Paryż, Sekwana, Wieża Eiffla, Zmory, Dreszcze, Ucieczka z kina Wolność, Weiser, film, kino, the movie, scenariusz, scenarzysta, producent, Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, projekt 30 minut, kinematografia, polska szkoła filmowa, szkoła polska, kino moralnego niepokoju, nauka, pasja, Sekwana, Sacré-Coeur, dzieciństwo, fabuła, język, sceptycyzm, pokolenie, młodzież, młodzi, twórca, talent, skupienie, pokora, PRL, Festiwal POlskich Filmów Fabularnych w Gdyni, jury, Grand Prix, fundament, zjawisko, konstrukcja, model kinanowy powód, dla którego chce się coś widzom opowiedzieć. Myślę, że w obecnych warunkach wielu z nas nie potrafi wrócić do tego emocjonalnego stanu, który towarzyszył tamtym filmom. Co innego młodzi wyedukowani w odmiennych warunkach. Proszę porównać młodego człowieka, który w dzieciństwie uczy się obcego języka z kimś, kto zaczyna się go uczyć w wieku 40 lat. Temu ostatniemu idzie znacznie trudniej i rzadko efekty są zadowalające. Przestańmy więc czekać na cud i liczyć na to, że tzw. średnie i starsze pokolenie nagle w cudowny sposób się odrodzi. To się już nie zdarzy. Większość twórców została mentalnie w PRL, a próby wyrwania się z tego stanu są mało udane. Dlatego większą szansą są młodzi ludzie, którzy może liznęli tamtej epoki, ale nie zostali przez nią ukształtowani. Nie przyjęli obowiązujących wtedy reguł i są skłonni do poniesienia większego ryzyka. W nich trzeba  inwestować, dając oczywiście wciąż tym starszym twórcom szansę, ale patrząc na ich projekty z większym sceptycyzmem.

Kilka lat temu na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przewodniczył pan jury, które z uwagi na fatalny poziom filmów nie przyznało Grand Prix. Czy dzisiaj jest lepiej?

Jedna rzecz się zmieniła i o to nam wtedy chodziło, gdy nie przyznaliśmy nagrody – według naszej oceny poziom polskiego kina był bardzo niski, ale środowisko filmowe nie chciało tego zauważyć, podkreślając, że przecież tyle filmów powstaje, że machina się kręci, więc wszystko jest mniej więcej OK. Dziś nikt już tak nie myśli. Podam pani przykład maleńkiej Danii i sytuacji, w której sam niejako uczestniczyłem, bo działo się to, gdy wykładałem w Kopenhadze. Wtedy dominował tam amerykański model kina – dobre rzemiosło, ale emocjonalnie puste. I nagle pojawił się jeden fantastyczny reżyser i równie wielki manipulator…

Lars von Trier…

Tak i on oświadczył: „A teraz będziemy robić całkiem inne kino. Niech ta kamera się trzęsie, niech dźwięk będzie jak nagranie ilustracyjne, rezygnujemy ze sztucznego oświetlenia, kręcimy na kamerach elektronicznych. Technika jest nieistotna, skupiamy się wyłącznie na ludziach”. I oni zrozumieli, że historia Wojciech Marczewski, Teresa Marczewska, Andrzej Barański, Robert Gliński, Jan Jakub Kolski, Cześć Tereska, Mój Nikifor, Krzysztof Krauze, Lars Von Trier, Dogma, Kopenhaga, Dania, Paryż, Sekwana, Wieża Eiffla, Zmory, Dreszcze, Ucieczka z kina Wolność, Weiser, film, kino, the movie, scenariusz, scenarzysta, producent, Mistrzowska Szkoła Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, projekt 30 minut, kinematografia, polska szkoła filmowa, szkoła polska, kino moralnego niepokoju, nauka, pasja, Sekwana, Sacré-Coeur, dzieciństwo, fabuła, język, sceptycyzm, pokolenie, młodzież, młodzi, twórca, talent, skupienie, pokora, PRL, Festiwal POlskich Filmów Fabularnych w Gdyni, jury, Grand Prix, fundament, zjawisko, konstrukcja, model kinanie jest wyłącznie po to, by ją sprawnie opowiedzieć, ale by za jej pomocą stawiać pytania, mówić prawdy o ludziach. Z tego nurtu powstały filmy o niezwykłej sile oddziaływania. Ale to nie wzięło się z niczego. Duńska Dogma tak naprawdę rozpoczęła się 15 lat wcześniej w kopenhaskiej szkole filmowej. Rozpoczęli ją młodzi ludzie, studenci, to stamtąd wywodzą się jej korzenie. Lars von Trier nazwał to zjawisko i nadał mu wyraźny kierunek. Kilka lat temu Dogma już się skończyła, ale konsekwencje tego prądu pozostały. Czyli odkrycie, że trzeba być możliwie najbliżej bohatera. Opowiedziałem to, bo podobne zjawisko widzę dziś u wielu młodych ludzi w Polsce. Nie mówię o naśladowaniu Dogmy, ale o takiej samej potrzebie zaglądania w głąb duszy bohatera i świadomości, że nie mają opowiadać anegdot, ale pokazywać losy ludzkie. Stąd ta moja wielka nadzieja w młodych. Dziś oglądałem jeden z takich filmów, i choć ciągle szwankuje w nim zakończenie, posiada on wielką siłę prawdy. Ci młodzi zadają sobie pytanie, które warunkuje prawdziwość kina: „Po co ja opowiadam tę historię”? Czują się odpowiedzialni przed widzem.