logo

Eugeniusz Priwieziencew, Priwiezieńcew, Żenia Priwieziencew, warszawski hotel Bristol, hotel Forum, Klub Aktora SPATIF, Aleje Ujazdowskie, Ściek, ulica Trębacka, prokuratura, dobijalnia, Kamieniołomy, Kongresowa, wiejskie kmiotki, dyskoteka, taniec, bramkarz, hotel Europejski, Czarny Kot, Victoria, kawiarnia, PRL, Polska Ludowa, polewaczka, autobus, pijane towarzystwo, pijany w sztok, Włosi, Arabowie, Szwedzi, prywatny biznes, artyści, wódka, alkohol, kontrakt, dziwka, prostytutka, prostytutki, sweety, galerianki, hostessa, reżyser, dziennikarz, pisarz, panienka, wygibasy, stolica, Kamieniołomy, Roman Polański, Polak, Amadeusz, Teatr na Woli, ZSRR, Turcja, NRD, kurewstwo, kurwa, ulicznica, koniak, burdel, alfons, narzeczona, złoto, dolary, futra, taksówkarz, drink, klient, kochaś, PRL, nerwica, życie poszarpane, tajemnica, osiedla za Żelazną Bramą, piłkarz, wicekonsul, Drabina, tango, Mediolan, Jolanta Lothe, Joanna Pacuła, Beata Tyszkiewicz, Joanna Żółkowska, Wojciech Siemion, Ewa Ziętek, Dwa dialogi jednego wieczoru, sztuka, scena, dramat, delegacja, interesy, teatr Stara Prochownia, inscenizacja, Rzeźnia, Sławomir Mrożek, Krzysztof Zanussi, musical, dialogi, wulgarny, sukces, zmobilizował. produkcja, sfinansować, oszczędności, komuna, przedstawienie, widzowie, widz, nadkomplety, feta, z torbami, Teatr Żydowski, recenzja, akcenty, impreza, orkiestra, zespół, grupa, zmęczony, kurewstwo, próba, tłumaczenieDziś są galerianki i dziewczyny z agencji towarzyskich, "hostessy" albo "sweetie". A kurewstwo kryje się za elegancką zasłoną sponsoringu. Inne czasy, inne nazwy, inny klimat. Za PRL-u mówiło się o prostytutkach - panienki. Pieszczotliwie niemal. I tak samo jak te dzisiejsze interesowały pisarzy, reżyserów i dziennikarzy. Nie tylko z usługowego punktu widzenia. No bo jak to jest, tak sprzedawać własne ciało? Co się wtedy czuje? Co się robi, żeby nie czuć? I to zdziwienie, że prostytutka po godzinach jest zwykłą sympatyczną dziewczyną. Aktor i pisarz Eugeniusz "Żenia" Priwieziencew (m.in. „Barwy ochronne”, „Piraci”, „Szczęśliwego Nowego Jorku”, serial "Złotopolscy") wspomina jak się przyjaźnił z prostytutkami w czasach PRL-u.


O warszawskich prostytutkach z czasów PRL-u opowiedział mi Żenia Priwieziencew, z którym przyjaźniłem się 20 lat, na kilku naszych spotkaniach pod koniec 1999 roku. Już pierwsza rozmowa była tak ciekawa, że postanowiłem następne nagrać na dyktafon. Potem spisałem te rozmowy i powstał ten tekst, ale niestety nie ukazał się za życia Żeńki. Zaniosłem go do pewnej renomowanej gazety z myślą, że wydrukują i pocałują mnie za to w rękę, wszak cenzury już nie było. Ale tam jakaś pani mundralińska powiedziała: O prostytutkach i do tego jeszcze w PRL-u, kogo to dzisiaj zainteresuje? I nie wydrukowali. Zachowali się zupełnie jak w czasach PRL-u, gdy nie chciano wystawić sztuki Żeńki "Prostytutki". Tekst włożyłem do szuflady i o nim zapomniałem. Zacząłem pisać książkę, nagrywać płytę. Dopiero po śmierci Żeńki w 2005 roku, kiedy postanowiłem opublikować moje z nim wywiady na stronie www.cialo-umysl-dusza.pl, przeglądając swoje archiwum znalazłem ten tekst.

Wspomina Żenia Priwieziencew:

Hotel Bristol
W drugiej połowie lat 70. XX wieku zacząłem przychodzić do hotelu Bristol na tańce. Tam była świetna dyskoteka, a ja lubiłem tańczyć. Bristol wtedy wyglądał zupełnie inaczej. Do dyskoteki nie wchodziło się tak jak do hotelu z Krakowskiego Przedmieścia, tylko bocznym wejściem od ulicy Karowej. Sala mieściła się na pierwszym piętrze. Zwykle wieczór spędzało tam około 200 osób. Wtedy do Bristolu prawie w ogóle nie przychodziły normalne dziewczyny, tylko prostytutki. Było ich około 40. Żeby wejść musiały płacić bramkarzom podwójną cenę biletu. Ponieważ dobrze tańczyłem, to z tymi dziewczynami wywijałem przeróżne wygibasy i potem się z nimi zaprzyjaźniłem.

W czasach PRL Warszawa była rozrywkową pustynią. Kawiarnie zamykano zwykle o 19.00 lub 20.00. W milionowym mieście bardzo mało było nocnych lokali, w których mogliby się pobawić mieszkańcy stolicy. Były „Kamieniołomy” w hotelu Europejskim, trochę później otwarto „Czarnego Kota” w Victorii. Była jeszcze „Kongresowa”, ale tam przychodziły wiejskie kmiotki. Na tym tle Bristol błyszczał, był przecież najlepszym warszawskim hotelem. Większość nocnych imprez i tak kończyła się zwykle w „Ścieku”, który mieścił się na ulicy Trębackiej, naprzeciwko prokuratury. To była tak zwana dobijalnia. Do „Ścieku” się zjeżdżało z Klubu Aktora SPATIF (Aleje Ujazdowskie), Bristolu i innych knajp, które zamykano o 1 lub 2 w nocy. I tam się rozochocone towarzystwo bawiło (dobijało) do 4 nad ranem, do pierwszych autobusów. Często też pod „Ściek” podjeżdżały polewaczki. Pijane w sztok towarzystwo gramoliło się do tych polewaczek i za niewielką opłatą było rozwożone po całej Warszawie do domu.
http://www.cialo-umysl-dusza.pl/strefa-dobrych-mysli/194-eugeniusz-priwieziencew-nie-zaspiewa.html
Kto przychodził do Bristolu?
Do Bristolu przychodzili głównie cudzoziemcy. Było dużo Szwedów (budowali hotel Forum), Arabów, Włochów (głównie z FIATA, który wtedy zaczynał masową produkcję swoich samochodów w Polsce). Arabowie przyjeżdżali głównie z Berlina Wschodniego, gdzie pracowali na kontraktach. Nie byli to ci bardzo bogaci Arabowie, raczej biedacy. Lecz dla nich Polska była rajem, na wszystko ich było stać. Wódka była tania, a dziwki mieli za grosze. Prostytutki z Bristolu brały wtedy za noc niewiele, między 20 a 50 dolarów. Dla Araba te dwadzieścia dolarów to było nic, nawet dla tego biednego. Dla dziwki te 20 dolarów to było coś, bo na czarnym rynku jeden dolar wtedy kosztował 120 złotych. Złotówkami się nie płaciło. Nie było w ogóle rozmowy, gdyby klient chciał płacić walutą PRL. Była też taka zasada, że Polaków się goniło. Rodacy nie mieli dostępu do tego typu rozrywek. Kurewki raczej unikały Polaków, chyba że byli to nieliczni przedstawiciele prywatnego biznesu lub artyści.

Pamiętam, jak kilka lat później dziewczyny wspominały sylwestra z 1980 na 1981 rok, gdy dosłownie na moment zajrzał do Bristolu Roman Polański. To był jego pierwszy od lat pobyt w kraju, reżyserował w Teatrze na Woli „Amadeusza”. Prostytutki opowiadały, że zupełnie inaczej go sobie wyobrażały. A tu wszedł taki malutki, śmieszny facet z ogromnym nosem. Kilka minut posiedział, wypił drinka i wyszedł. Dziewczyny długo potem o nim rozmawiały, był to wtedy dla nich najsławniejszy Polak. Ale Polacy, jak mówiłem wcześniej, rzadko przychodzili do Bristolu. Niektóre z prostytutek udawały przed cudzoziemcami dziewczyny z dobrych domów. Włoch stawiał koniak, tańczył potem wiózł do domu, dymał i się zakochiwał. Wyjeżdżał do słonecznej Italii, po pewnym czasie jednak wracał do swojej „narzeczonej”. Dużo kurewek miało takich „dochodzących” Szwedów i Włochów. Niektóre powychodziły za nich za mąż.

W tym czasie pojawiali się także w Bristolu handlarze, wyjeżdżający do ZSRR, Turcji i NRD. Ci handlarze często mieszkali przez kilka dni u tych kurew. Jak któryś z nich przyjeżdżał do Warszawy i miał coś do sprzedania (złoto, dolary, futra), to najpierw szedł do Bristolu. Tak więc niektóre dziewczyny miały 4, 5 stałych klientów, z których żyły.

Prostytucja zwykle kojarzy się z burdelem, pokojami na godziny, z jakimś alfonsem, który zmusza dziewczynę do nierządu, zabiera jej pieniądze i na dodatek jeszcze leje ją po gębie. W tamtych czasach niczego takiego nie było, przynajmniej w Bristolu. Tam kurewstwo miało posmak sympatycznej zabawy. Nie było wtedy zagrożenia AIDS. Mężczyźni pili z kurwami drinki, rozmawiali, tańczyli. Potem niektóre z nich zabierały swych kochasiów na metę. Przed Bristolem czekała na nich taksówka. Dziwki nie miały alfonsów, ale miały swych stałych taksówkarzy. Byli to bardzo różni faceci, kawalerowie i żonaci. Jeden, którego znałem, miał żonę, dzieci, ale woził kurwę i od czasu do czasu ją „punktował”. Większość z tych taksówkarzy, tak samo zresztą jak prostytutki, kapowała dla milicji.