logo

Indie, Nepal, Etiopia, Mali, Peru, warsztaty rozwojowe, psychoterapeuta, wyprawa, podróż, Arka Noego, marabut, mnich, doświadczenia, ćwiczenia, struktura, Addis Abeba, Timkat, terapeuta, psychologia, Akademia Zorientowana na Proces, człowiekPo co jechać gdzieś daleko i spędzać czas w turystycznym kombajnie? Luksusowe hotele wszędzie są takie same. Kiedy porzucisz autostrady dla ścieżek i bezdroży, staniesz z miejscowymi w kolejce po ich chleb, wtopisz się w życie ich ulicy, nie tylko zobaczysz kawałek prawdziwego świata. Także ujrzysz siebie w zupełnie innym świetle. Zwłaszcza, gdy kierunek wyprawy jest bardzo starannie wybrany. Bo różne miejsca i kultury wystawiają cię na rozmaite wrażenia i przeżycia, którym musisz stawić czoła.


Kiedy jeszcze masz szanse  te doświadczenia przetrawić i ułożyć sobie, mogą stać się początkiem wielkiej zmiany w twoim życiu. - Podróżuję  po to, by zachwycić się różnorodnością świata oraz ludzi i przyjąć to bogactwo do domu. Tym chcę się podzielić z innymi – mówi Tomasz Teodorczyk, psychoterapeuta z Akademii Zorientowanej na Proces, organizator wypraw Experience Expeditions.


Anna Ławniczak: Dalekie wyprawy z psychologiem to niecodzienna propozycja. Dlaczego jeździcie z klientami do Indii, Nepalu, Peru czy Etiopii?

Tomasz Teodorczyk: Chcemy dać ludziom znaczące doświadczenia, takie które umożliwią dokonanie ważnych zmian. Zetknięcie się z innością zmusza do reakcji, wywołuje w człowieku napięcie, ferment. Im więcej tej inności i różnorodności tym lepiej. W konfrontacji z zupełnie innym krajem, odmiennymi obyczajami i sposobem myślenia zaczynamy dostrzegać tkwiące w nas nowe możliwości. Wbrew pozorom na świecie nie ma aż tak wielu miejsc całkowicie różnych od tego, co znamy. Chodzi o to, by spotkać się ze znacząco inną kulturą, stylami życia, innym rozumieniem czasu i przestrzeni, innym sposobem myślenia o świecie, związkach międzyludzkich. Ważna jest również inna architektura i przyroda. Nasze podróże tym się różnią od zwykłych, że już w trakcie ich trwania pracujemy nad tym, co się wydarza uczestnikom. Bywa, że to są trudne, bardzo znaczące przeżycia. Takie spotkanie z czymś zupełnie innym burzy schematy myślowe i emocjonalne. Spotykamy ludzi, których nie rozumiemy, nie tylko dlatego, że nie znamy ich języka. Stajemy wobec własnych słabości, ograniczeń, niemożności. Psychoterapeuta jest na tych wyprawach po to, by pomóc oswoić te doświadczenia. Każda wyprawa ma swoje motto psychologiczne.

Od czego zależy hasło, pod jakim wyprawa się odbywa?

Od miejsca, do którego jedziemy. Każda wyprawa ze względu na to, z czym tam ludzi stykamy, ma swoje motto psychologiczne. Podróż do Indii w Himalaje odbywa się pod tytułem „Czas zmiany”. Pracujemy nad tym, co potrzebujemy zmienić i nad tym, co te zmiany utrudnia. Doświadczenia, z którymi konfrontujemy się w Indiach najlepiej wiążą się z tematem zmiany. Kiedy z kolei jeździmy do Nepalu, w którym dużą częścią wyjazdu jest dziewięciodniowy trekking pod Annapurnę, tematem jest: „Odkrywanie mocy osobistej”. Mierzymy się z górami, z tym, że jest trudno, tak trudno, że docieramy do granic własnych możliwości. Z kolei Peru, ze swoim indiańskohiszpańskim melanżem kulturowym, jest idealnym miejscem do pracy nad „Twórczymi kontrastami w życiu i w relacjach”. Wyprawy do Afryki, do Etiopii i Mali odbywają się pod tym samym hasłem – „Inne wymiary życia”. Bo Afryka wystawia nas na krańcowo odmienne doświadczenia, jakich nie znajdziemy ani w Azji, ani w Ameryce. Peru czy nawet Indie są mimo wszystko znacznie bliższe naszemu europejskiemu myśleniu niż Afryka. Ona odsłania zupełnie inne wymiary życia, takie, o których nie mamy w Europie zielonego pojęcia. Inne jest wszystko. Począwszy od myślenia plemiennego, które sprawia, że relacje między ludźmi są zupełnie inne. My, przyzwyczajeni do indywidualizmu, stawiania granic i bronienia ich, nie wyobrażamy sobie jaka bliskość może panować między ludźmi. Afrykanie mają też zupełnie inny sposób podejścia do życia. Ma ono odmienną wartość niż w Europie. Gdy byliśmy w Mali doznaliśmy totalnego szoku. Czekaliśmy na przeprawę promową. Na brzegu były szałasy, ludzie handlowali pamiątkami. W pewnym momencie ktoś z grupy przybiegł poruszony widokiem spętanej krowy z poderżniętym gardłem. Leżała i powoli się wykrwawiała. Cała grupa była zszokowana, próbowaliśmy interweniować, a tubylcy patrzyli na nas jak na kretynów. My chcieliśmy, by tę krowę traktować humanitarnie, a oni w ogóle nie rozumieli, o co nam chodzi, nawet im w głowie nie powstała myśl, żeby ją np. dobić. W Afryce na każdym kroku inność jest spektakularna. Nawet wobec tej, której doświadcza się w Indiach czy Ameryce Południowej. Tu nawet czas biegnie inaczej.