logo

Druga część "Dziennika mojej podróży", w którym opisałem pobyt w Grecji, gdzie przez trzy tygodnie brałem udział w akcjach ekologicznych greckiej organizacji Ecological Movement of Patras (OIKIPA), współpracującej z warszawskim Społecznym Instytutem Ekologicznym (SIE).

 

14 czerwca 2014
Tasos zawiózł nas do Strofilii, największego rezerwatu przyrody przybrzeżnej w Grecji, znajdującego się około 40 km od Patras. Tym razem byliśmy leśnym patrolem. Wróciliśmy tam jeszcze z Jorgosem 18 czerwca. W skład rezerwatu Strofilia wchodzą: zatoka Koukounaries z laguną, olbrzymi zalesiony teren, bagna oraz spore jezioro. Nad morzem znajduje się duża piaszczysta plaża, co nie jest zbyt często spotykane w Grecji, gdyż przeważają tam plaże kamieniste. Na terenie rezerwatu występuje unikalna fauna i flora. Chodziliśmy po lasach i podziwialiśmy wysokie sosny z koronami gałęzi układającymi się w wielkie parasole. Wielkim problemem rezerwatu są nielegalne wycinki. Widzieliśmy sporo pni po ściętych drzewach. Podczas wędrówki po rezerwacie spotkaliśmy stojące na polanach leśnych wielkie zbiorniki oraz pasy przeciwpożarowe, odpowiednio przygotowane i zagospodarowane fragmenty lasu, które zapobiegają rozprzestrzenianiu się ognia jak również ułatwiają akcję gaśniczą. Spotkaliśmy także kilka wozów strażackich, pilnujących terenu na wypadek pożaru. Pożary lasów to w Grecji duży problem. Pamiętam, że w 2007 roku spłonęły w Grecji wielkie połacie lasów, zresztą co roku wybuchają tam pożary. Oczywiście skorzystaliśmy z pięknej piaszczystej plaży w Strofilii i wykąpaliśmy się.
14 czerwca w sobotę wieczorem pojechaliśmy do Rio, gdzie nad morzem, na dużej scenie, odbywał się festiwal zespołów greckiego tańca tradycyjnego. Impreza zaczęła się o 21.00 a skończyła grubo po północy. Tym razem występowały zespoły z całej Grecji (Macedonia, Tracja, wyspy greckie itd.). Można więc było podziwiać różne tańce, szybkie, wolne, chodzone, w wykonaniu świetnych tancerzy w kolorowych tradycyjnych strojach. Podziwianie tańca greckiego znów było dla mnie wielkim przeżyciem.

15 czerwca 2014
Georgios Kanellis zawiózł nas do Olimpii, oddalonej od Patras ok. 150 km. Zwiedziliśmy tam pozostałości po antycznym mieście, gdzie odbywały się pierwsze igrzyska sportowe (odnotowane w 776 roku p.n.e): świątynia Zeusa, pracownia Fidiasza, hotel dla honorowych gości, świątynia Hery, świątynia Flipa II Macedońskiego oraz budowle administracji sanktuarium. Wokół sanktuarium powstawały w starożytności obiekty sportowe: stadion na 20 tys. widzów, hipodrom, gimnazjon (taki starożytny fitness club) z palestrą (szkoła zapasów i boksu) oraz łaźnie.

16 czerwca w 2014

Pojechaliśmy do Achaia Clauss, przepięknie położonej na wzgórzu winnicy o powierzchni 1,1 ha, założonej w 1861 roku przez bawarczyka, Gustava Calussa. Winnica specjalizuje się w produkcji czerwonego deserowego, lekko wzmacnianego wina Mavrodaphne. Zwiedziliśmy piwnice, w których stoją ogromne beczki z winem, niektóre mają wiele lat. Sympatyczna pani dała nam do degustacji kilka gatunków wina i opowiedziała o historii Achaia Clauss. Okazuje się, że od powstania Achaia Caluss była odwiedzana przez znane osobistości, m.in koronowane głowy (Otto von Bismarck, cesarzowa Sissi, król Szwecji Karol Gustav), artystów (Franciszek Liszt, Melina Merkouri, Omar Sharif, Jean-Paul Belmondo), milionerów (Arystoteles Onassis).
Wcześniej, przed odwiedzeniem Achaia Clauss, pojechaliśmy do znajdującej się niedaleko fabryki zabawek na karnawał, który zwykle w Patras trwa od połowy stycznia do połowy lutego i jest hucznie obchodzony. W fabryce powstają z tektury, drewna i styropianu wielkie zabawne figury (postacie z filmów, bajek, ale także postacie współczesne, np. polityków), które potem umieszcza się na specjalnych platformach na kółkach, i które biorą udział w przejeździe ulicami Patras podczas karnawału.
Po południu 16 czerwca malowaliśmy płot okalający jedno z gimnazjów w Patras.

17 czerwca 2014

Pojechaliśmy z Georgiosem Kanellisem do Kalavrity do Parku Gór Helmos. Naszym zadaniem było patrolowanie terenów leśnych razem ze leśniczymi. Nie spodziewaliśmy się, że leśniczy zabierz nas na koniec pracy jeepem na szczyt Helmos, 2341 m n.p.m. Przypominam, że Rysy, najwyższy szczyt w Polsce ma 2440 m n.p.m. Georgios Kanellis siedział z przodu, obok leśniczego, który prowadził. Wtedy mogłem się przekonać po raz trzeci, o wielkich umiejętnościach greckich kierowców. Przez całą drogę obaj mężczyźni rozmawiali, kierowca często nie patrzył przed siebie tylko na Georgiosa, gestykulował jedną ręką, drugą zaś trzymał (na szczęście) kierownicę. Nie to, żebym był strachliwy, ale wjeżdżaliśmy na szczyt wąską, wijącą się drogą, po kamieniach, nierzadko mając po obu jej stronach przepaść. Im wyżej, tym było coraz chłodniej, w załomach skalnych leżał śnieg, a my w krótkich rękawkach. Jednak było warto, widoki okalających nas gór były oszałamiające. Kiedy dojechaliśmy na szczyt okazało się, że znajduje się tam obserwatorium astronomiczne Ateńskiego Obserwatorium Narodowego z wielkim teleskopem, który pokazali nam dyżurujący pracownicy. Podobny znajduje się w polskim obserwatorium na Suhorze (1000 m n.p.m.) w Gorcach. W powrotnej drodze, mniej więcej na wysokości 1800 m n.p.m., kiedy minęliśmy jeden z niebezpiecznych zakrętów naszym oczom ukazał się niezwykły widok: oto na wąskiej drodze, naprzeciwko nas, pojawił się czerwony osobowy samochód na greckich numerach rejestracyjnych. Greckiego leśnika aż zatkało z wrażenia. "Co on tu robi, skąd się wziął, przecież tu jest park narodowy i zakaz wjazdu" - zaczęliśmy mówić jeden przez drugiego. Kiedy samochody stanęły, leśnik podszedł do osobowego i zagadał po grecku. Szybko się okazało, że ludzie z czerwonego samochodu nie są Grekami, lecz Rosjanami (małżeństwo z 11-letnim synem), którzy pomylili drogę. Z wielkim trudem, bo droga wąska, ale udało im się wykręcić i wolniutko zaczęliśmy zjeżdżać w dół do Kalavrity. Nie chcę myśleć, co by się mogło z Rosjanami stać, gdyby nas nie spotkali. Dalej droga pełna była zakrętów, które jeep pokonywał nie bez trudności, więc osobowy samochód, by tego nie dokonał. Na drodze leżało mnóstwo kamieni, co groziło, w najlepszym wypadku, urwaniem zawieszenia. O tym, że po obu stronach drogi, przez jej większą część była przepaść - już wspominałem.