logo


Jeśli scenarzyści filmu "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", tworząc postać nauczyciela Keatinga wzorowaliby się na konkretnym człowieku, to mógłby to być właśnie Daniel Staszkiel. Profesor starał się nas nauczyć myślenia, nie wkuwania regułek na pamięć. Nie trzymał się sztywno programu, poszerzał go o własne fascynacje literackie, własne przemyślenia na temat sztuki. Miał niebanalny sposób przekazywania wiedzy, zajęcia prowadził w formie wykładów, pozwalał uczniom na innowacje, podsuwał ciekawe lektury. Z grupą młodych zapaleńców stworzył Kółko Teatralne, z którym chodziliśmy na najciekawsze warszawskie przedstawienia. Opiekował się także kabaretem oraz gazetką szkolną, do której napisałem pierwsze recenzje filmowe. Pewnego dnia podczas klasówki z ostatniej lektury, jakiej, już teraz nie pamiętam, profesor podszedł do mnie, gdyż zobaczył, że się mocno krzywię czytając tematy wypisane na tablicy.

- No co, Sławek, nie podobają ci się tematy?
- Jakieś takie banalne, panie profesorze.
- Banalne, mówisz? A na czym ostatnio byłeś w kinie?
- Na „Barwach ochronnych” Zanussiego.
- To napisz o tym filmie.

I Staszkiel wymyślił mi na poczekaniu temat wypracowania.

Profesor Daniel Staszkiel to był ktoś. Cieszę się, że ja też zapisałem mu się w pamięci. Do dziś jestem dumny, z tego co powiedział o mojej pracy maturalnej: „Sławek, to jest praca na poziomie literackim”. Kiedy studiowałem i zacząłem występować w klubie Hybrydy, przyszedł na mój koncert. Grałem wtedy spektakl do wierszy Edwarda Stachury. Byłem szczęśliwy, że on jest ze mnie dumny.


Sławomir Zygmunt