logo

David Lynch, Justyna Kobus, Sławomir Zygmunt, ciało, umysł, dusza, Hollywood, Miasteczko Twin Peaks, Dzikość serca, film, kino, movie, czarodziej, scenariusz, magia, Inland Empire, tajemnica, kino artystyczne, widz, widownia, Polska, Łódź, Camerimage, Marek Żydowicz, Kazik Suwała, Peter Lucas, Kalifornia, California, Los Angeles, Laura Dern, Karolina Gruszka, Ameryka, USA, Krzysztof Majchrzak, międzynarodowa kariera, łódzkie fabryki, sen, nierzeczywistość, Wenecja, festiwal, James Joyce, Fellini, Bergman, sztuka, blockbuster, Robert Altman, Oscar, producent, Europa, iluzjonista ekranu, manufaktura, TVN 7, wytwórniaŻyje w Hollywood, co wcale nie znaczy, że zapomniał już kompletnie o ambitnym, refleksyjnym kinie, na którym nie robi się wielkich pieniędzy, ale które powstaje z autentycznej potrzeby rozmowy z widzem. Uważa że nie ma innego świata niż subiektywny. To, co dla jednego jest normalne, ktoś inny odbiera jako dziwactwo. I tak jest dobrze. David Lynch podziwia Francuzów za obronę prawdziwej sztuki i jest zakochany w Łodzi. „Kiedy tam przyjeżdżam, od razu zaczynam marzyć” - powiedział Justynie Kobus twórca „Dzikości serca”, „Blue Velvet” i „Miasteczka Twin Peaks”. Jeśli chcecie przypomnieć sobie ten niesamowity serial, włączcie TVN 7.

JUSTYNA KOBUS: Kiedy jadąc na spotkanie z panem, wspomniałam o tym człowiekowi spoza branży, zawołał: „Ależ znam Lyncha! To ten czarodziej od »Miasteczka Twin Peaks«”. Jak się panu podoba to określenie?

DAVID LYNCH: Ogromnie! Każdy filmowiec to po trosze czarodziej, taki iluzjonista ekranu, który za pomocą sobie znanych sztuczek usiłuje zaczarować publiczność.

Magiczny jest pana ostatni film fabularny „INLAND EMPIRE”. To najbardziej osobisty z pańskich filmów?

Dla artysty każdy film jest w jakimś sensie osobisty, a sam moment, w którym rodzi się jego pomysł, gdy z mglistych wyobrażeń zamienia się w świadomie realizowany projekt, to już magia. W zabawnych filmach rysunkowych dla dzieci ten moment, gdy w głowie bohatera rodzi się jakiś pomysł, pokazywany jest często jako zapalająca się w jego głowie żarówka. To trafne porównanie. Ja zwykle muszę zakochać się w jakimś pomyśle, musi stać się moją obsesją, bym zdecydował się uczynić go punktem wyjścia filmowej historii. Często porównuję ten proces do łowienia ryb: zarzucasz haczyk z przynętą i czekasz. To pragnienie jest przynetą, a pomysły, jakie przychodzą ci do głowy, to ryby, które podpływają i zaczepiają o twój haczyk. Złapiesz jedną, za moment pojawia się druga. I tak powoli wynurza się przed tobą cała historia. A potem przychodzi wielka ciekawość: jak to, co majaczy w mojej głowie, będzie wyglądało na ekranie.

Czyli proces powstawania filmu rozpoczyna się u pana od konkretnej sceny. Czy dalsze zwroty akcji następują wedle gotowego scenariusza?

Niezupełnie. Zwroty fabularne zaskakują często również mnie samego. Nigdy nie jest tak, że pracując nad filmem znam historię od początku do końca. Podejrzewam, że nie potrafiłbym tak pracować. Oczywiście mam w głowie jakiś ogólny zarys scenariusza, ale gdybym wiedział już na starcie wszystko o filmie, nie chciałoby mi się nad nim pracować. Tym, co jest i było dla mnie w kinie najważniejsze, jest bowiem tajemnica. Jej poszukiwanie to najbardziej motywujący element pracy. Nie interesuje mnie kino będące odzwierciedleniem zwyczajnego życia, nie znoszę dosłowności, oczywistości.

Wszechmoc marzenia, nieograniczona swoboda myśli... Chyba w żadnym z pańskich filmów nie są one widoczne tak bardzo jak w „INLAND EMPIRE”. Pomysł tego filmu narodził się w Polsce, w Łodzi.

To było przed kilku laty podczas festiwalu Camerimage. Siedzieliśmy przy stole we czwórkę: Marek Żydowicz, Kazik Suwała i Peter Lucas, którego nie znałem wcześniej, ale zwrócił moją uwagę jego znakomity angielski. Powiedział mi, że mieszka na stałe w Kalifornii. Patrzyłem na Piotrka i nagle przyszła mi David Lynch, Justyna Kobus, Sławomir Zygmunt, ciało, umysł, dusza, Hollywood, Miasteczko Twin Peaks, Dzikość serca, film, kino, movie, czarodziej, scenariusz, magia, Inland Empire, tajemnica, kino artystyczne, widz, widownia, Polska, Łódź, Camerimage, Marek Żydowicz, Kazik Suwała, Peter Lucas, Kalifornia, California, Los Angeles, Laura Dern, Karolina Gruszka, Ameryka, USA, Krzysztof Majchrzak, międzynarodowa kariera, łódzkie fabryki, sen, nierzeczywistość, Wenecja, festiwal, James Joyce, Fellini, Bergman, sztuka, blockbuster, Robert Altman, Oscar, producent, Europa, iluzjonista ekranu, manufaktura, TVN 7, wytwórniado głowy pewna scena, która nie dawała mi spokoju przez następnych kilka godzin. Tej nocy siadłem więc i napisałem ją właśnie z myślą o nim. Gdy następnego dnia powiedziałem o niej Markowi, podsunął mi listę aktorów wraz z ich zdjęciami. Ci, na których wskazałem, błyskawicznie zjawili się w Łodzi. Miałem przy sobie tylko małą kamerę, ale aktorzy byli tak świetni, że scena, ta przynęta dla późniejszej historii, stawała się coraz bardziej wyrazista. Zapragnąłem, by stała się punktem wyjścia do dużego filmu. Aktorzy przyjechali do Los Angeles, dołączyli nowi, amerykańscy artyści i praca trwała dalej. Ale przez cały czas nie wiedziałem, jaki będzie ostateczny kształt naszego projektu.

Co pan myśli polskich aktorach? Pracuje się z nimi inaczej niż z Amerykanami?

Są znacznie dojrzalsi od ich kolegów zza oceanu. Sa pozbawieni strachu, bardziej świadomi tego, co robią. Być może bierze się to z ich wykształcenia – wielokrotnie zaskakiwali mnie na planie swoją gruntowną wiedzą na temat historii teatru, kina. Uogólniając – ich start do pracy nad każdą rolą, odbywa się ze znacznie wyższego poziomu niż w przypadku aktorów hollywoodzkich. No i ta ich dociekliwość. Zwłaszcza Krzysztof Majchrzak chciał wszystko wiedzieć. A ja nie wszystko mu mówiłem i chyba go tym stresowałem. Wielki aktor, chyba nie do końca wykorzystany przez polskie kino. A ile w nim pasji, ile emocji… Karolina Gruszka jest jeszcze bardzo młoda i wróżę jej międzynarodową karierę. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ją na planie, obserwowałem jej ruchy, mimikę, wiedziałem już, że to czyste złoto. Teraz jestem przekonany, że nie ma takiej sceny, której by nie potrafiła zagrać. Jest nieprawdopodobnie utalentowana i piękna. Uważam ją za jedną z najlepszych młodych aktorek, jakie kiedykolwiek spotkałem. No i ma to coś, co sprawia, że kamera ją kocha.