Powstanie Warszawskie 1944 roku to trudny do przecenienia akt zrywu wolnościowego, emenacja tego czegoś, co określamy jako wrodzoną niechęć Polaków do życia w kajdanach. Co roku każdy na swój sposób wspomina te wydarzenia. O tym, że był to nie tylko czas zbrojnego porywu, ale również czas, w którym powstawały dzieła sztuki, gdy ludzie się kochali, pobierali, rodziły się dzieci, działał teatr polowy, zawisły polskie flagi - ot, to wszystko, co uczyniło te 63 dni normalnymi, choć niestety, paradoksalnie nienormalnymi, winniśmy pamiętać w sposób szczególny. Być może nie w samym chwyceniu za oręż, ale właśnie w tej normalności ukryta była wolność. Przypomina nam o tym wybitny artysta Sławomir Zygmunt, z którym rozmawia muzyk i dziennikarz Piotr Iwicki.
Piotr Iwicki: W autoprezentacji na stronie internetowej piszesz o sobie: "muzyk, autor, kompozytor i producent z kręgu piosenki literackiej, folkowej i poetyckiej, a także dziennikarz". Co z tej wyliczanki określa Ciebie najbardziej?
Sławomir Zygmunt: Trudno powiedzieć, bo te wszystkie rzeczy robiłem i robię równolegle. Oczywiście były lata, że więcej czasu poświęcałem na komponowanie (mam na swoim koncie m.in. około 200 piosenek, z których większość została nagrana, muzykę ilustracyjną do kilku filmów dokumentalnych), ale mimo tego nie zaniedbywałem wtedy pracy dziennikarskiej (pisałem artykuły, reportaże, recenzje, przeprowadzałem wywiady), a jednocześnie jeździłem z koncertami i pisałem książki.
Piotr Iwicki: Zaintrygowało mnie to dziennikarstwo, zwłaszcza przeprowadzone wywiady. Jak przebiegło spotkanie ze słynnym malarzem Zdzisławem Beksińskim?
Sławomir Zygmunt: W sumie przeprowadziłem ok. 120 wywiadów z niezwykle ciekawymi ludźmi. Zostały one zebrane i opublikowane w książce "Spotkania z...". Jeśli chodzi o Zdzisława Beksińskiego, to spotkanie z nim było bardzo sympatyczne. Okazało się, że artysta był bardzo dowcipnym człowiekiem, z dużym dystansem do siebie, co mnie w nim wręcz urzekło. Opowiadał o swoim życiu w Sanoku, o studiach na Wydziale Architektury w Krakowie, o przyjeździe do Warszawy, o swoim malarstwie i każdą historię okraszał zabawną anegdotą.
Piotr Iwicki: Nie przez przypadek rozmawiamy właśnie teraz. Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, to w sferze sztuki prosta droga do Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Twoja płyta „Z wiatrem/Sławomir Zygmunt śpiewa wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego”, to coś, co określam mianem: Baczyński znany i nieznany. Obok strof ikonicznych, jak choćby „Elegia o chłopcu polskim”, są na tym albumie też te mniej znane.
Sławomir Zygmunt: Wychowałem w cieniu legendy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Moi dziadkowie mieszkali w tej samej kamienicy, co poeta i sporo mi o nim opowiadali. Z kolei moja mama, zafascynowana jego twórczością, czytała mi wiersze Baczyńskiego na dobranoc. Niewiele z nich rozumiałem, byłem kilkuletnim dzieckiem, ale wrażenie na mnie robiły niesamowite metafory, których poeta używał: m.in. "łasica milczenia", "czarna broń", "rycerz w rozszarpanej zbroi", "świecące ryby" i wiele podobnych. Gdy byłem nastolatkiem wiele wierszy poety znałem na pamięć i już wtedy postanowiłem, że będę je śpiewał. Pierwszym wierszem Baczyńskiego, do którego napisałem muzykę, w wieku siedemnastu lat, była "Piosenka śnieżna żołnierza", tekst mniej znany, ale bardzo piękny. Później powstała muzyka do innych jego mniej znanych wierszy. Mam tu na myśli "Kołysankę", "Maszeruje pluton", "Źródło", "Na oceanach".
Piotr Iwicki: Dla wielu Baczyński osadzony w kręgu poezji, nazwijmy ją miłosnej, bo zdecydowanie nie są to erotyki, to trochę tabula rasa.
Sławomir Zygmunt: Pewnie tak, ale przy wyborze tekstów czy wierszy na swoje płyty czy do programów koncertowych zawsze opieram się wyłącznie na tym, co mi się podoba. Ponieważ największe wrażenie zrobiły na mnie wiersze miłosne Baczyńskiego, które pisał dla swojej żony Basi, to one stanowią większość na płycie "Z wiatrem". Są to m.in. "Pragnienia", "Biała magia", "O Barbaro" czy tytułowy wiersz "Z wiatrem".
Piotr Iwicki: A jakie są twoje najbliższe plany artystyczne?
Sławomir Zygmunt: Wciąż gram koncerty, bardzo lubię spotkania z publicznością, która - mimo że nie jestem tak zwaną gwiazdą ani celebrytą - zna sporo moich piosenek i zawsze je ze mną śpiewa. Myślę o kolejnej, jedenastej już, płycie i piszę książki. Do tej pory powstały cztery: "Bruce Lee i inni. Leksykon filmów wschodnich sztuk walki", "Spotkania z..." (książka z wywiadami, o której wspominałem}, powieść "Anna oraz inne klubowe opowiastki", której akcja rozgrywa się w latach 80. XX wieku w słynnym klubie Hybrydy (z którym byłem wtedy związany} i kolejna powieść "Maria oraz inne czerniakowskie opowiastki". Sukces tych dwóch powieści spowodował, że powstanie następna książka i będą to "Opowiastki kazimierskie", jako że w latach 80. ubiegłego wieku spędzałem mnóstwo czasu w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą.
NIEDZIELA / Tygodnik Katolicki nr 31/30.07.2023