Zadebiutowali na 25-lecie „Hybryd". Śpiewali wtedy „Białą lokomotywę" do wiersza Edwarda Stachury i bardzo się to wszystkim podobało. Działali później w istniejącym przy klubie „Studiu Piosenki", ciągle wykonując tak zwaną piosenkę poetycką. W 1983 roku zdecydowali się pojechać na „FAMĘ" do Świnoujścia z programem opartym w całości na poezji Stachury. Mateusz Stryjecki recytował, Wojtek Olański i Sławek Zygmunt grali na gitarach i śpiewali. Kameralny, nastrojowy i trudny w odbiorze spektakl spotkał się z dużym zainteresowaniem publiczności. Otrzymali za niego nawet nagrodę. Honorową jak mówią teraz, bo oprócz wiadomości, że zostali wyróżnieni, nic więcej nie zobaczyli.Później Sławek występował z Mateuszem, bo Wojtek zajęty był rodziną. Grali i śpiewali ballady i piosenki zaangażowane występując głównie na małych zamkniętych imprezach. Do Stachury powrócili w zeszłym roku. Dokonali nagrań dla III i IV programu Polskiego Radia, wzięli udział w telewizyjnym programie „Wokół Stachury". Dołożyli nowe teksty, ujednolicili koncepcję i zmienili trochę formę przygotowanego wcześniej spektaklu.
 
Sławek Zygmunt: "Przyszły tłumy. Byliśmy nawet zaskoczeni, że aż tak duża publiczność, zupełnie jak na dyskotekę. Spektakl nosił tytuł — „Miłość, czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie Michała Kątnego wypłakana wyśpiewana i w niebo wzięta przez Edwarda Stachurę". Tytuł pochodził z piątego tomu tekstów poety z dziennika wędrówek. Reporterka z „Trójki" pytała nas wtedy, jak odbieramy Stachurę. To trudne pytanie. Na pewno nie utożsamiamy się z nim. Ja co prawda spędziłem trochę czasu na włóczędze plecakiem tak jak on, ale raczej po to, aby lepiej poznać jego poezję, klimat jego utworów, niż abym miał naśladować sposób bycia. Od kilku lat zapanowała moda na Stachurę, ale my go śpiewamy wcale nie dlatego. Ja poezję autora „Siekierezady" poznałem jeszcze w szkole średniej, jakieś siedem lat temu, kiedy wcale się tak o nim dużo nie mówiło. Próbowałem interpretować jego teksty, pisałem muzykę. Jeszcze później oglądałem w Zbrożówce spektakl Marka Gałązki pod tytułem „Wędrowanie", ale nie chcieliśmy robić ani niczego podobnego, ani też w czasie trwania największej mody. Na szczęście ta fala zainteresowania trochę już opadła i przy poezji Stachury zostali ci, którzy naprawdę lubią i cenią jego wiersze i prozę. Nasz stosunek do twórczości Stachury także uległ zmianie. Początkowo była to fascynacja, teraz staramy się wniknąć głębiej w jego poezję, zrozumieć i wyciągnąć coś dla siebie. Spektakl, który oglądałeś dzisiaj różni się od premierowego z dwunastego grudnia, a przypuszczalnie w następnych też zrobimy małe korekty. Ciągle w nim coś zmieniamy, ulepszamy chociażby dlatego, że i wiersze odczytujemy na nowo.

Jaki jest spektakl według Stachury? Jest bardzo jednolity konsekwentnie i bardzo prosto zrobiony. Piosenki i fragmenty prozy pojawiają się naprzemiennie, wyznaczając jednostajny i spokojny rytm programu. Sławek Zygmunt gra na gitarze, harmonijce ustnej i śpiewa, Wojtek Olański recytuje i czasami śpiewa drugim głosem ze Sławkiem. Spektakl dzieli się umownie na dwie części. W pierwszej z nich znalazły się teksty będące zapisem wrażeń poety z jego wędrówek, w drugiej fragmenty bardziej osobiste, z końcową bardzo gorzką i smutną refleksją na temat ludzi, świata i poezji. Dramaturgia spektaklu wyrażona jest więc za pomocą zmieniającego się nastroju tekstów: od naiwnych i spontanicznych zachwytów nad wszystkim co otacza wędrowca, aż po zadumę i pesymizm końcowych fragmentów. Tak jak w dużym skrócie układała się twórczość Stachury, tak też jak wyglądało jego życie. Spektakl zamyka znany utwór „El Condor Pasa", który może w tym zestawieniu brzmiałby trochę kiczowato, gdyby nie wspaniały tekst napisany do niego przez Stachurę. "Miłość, czyli życie" jest na pewno programem udanym, zrobionym z wyczuciem klimatu poezji i poetyckiej prozy Stachury, bez udziwnień, patosu i egzaltacji. Jego autorzy i wykonawcy  rzeczywiście nie poddają się modzie, nie ulegają fascynacji, ale przedstawiają nam Stachurę przefiltrowanego przez własne przemyślenia. W tym miejscu można mieć jednak pewne zastrzeżenia. Autor opowieści rzeki „Wszystko jest poezja" wydaje mi się człowiekiem otwartym, który potrafi i lubi cieszyć się z życia, natomiast w interpretacji Wojtka Olańskiego jest on raczej tym, który na świat patrzy z dystansem i ironią. Jeśli nawet jest to prawdziwe w stosunku do ostatniego okresu jego twórczości, to nie można tego rozciągać na wszystkie utwory. Przez taki rodzaj interpretacji proza staje się jednowymiarowa, a czasami nawet monotonna, a cykliczne przeplatanie piosenek i i recytacji Wojtka, wraz ze zmianami oświetlenia mającymi symbolizować upływające dni i pory roku, wrażenie to jeszcze potęguje.

Wojtek Olański: Często spotykamy się z zarzutem czy też raczej z zastrzeżeniem, że nasz spektakl może być dobrze odebrany tylko przez tych, którzy wcześniej zapoznali się z twórczością Stachury. Jest to zrozumiałe i tak powinno być. Nie chcemy przedstawiać antologii tekstów, tylko naszą interpretacją wybranych fragmentów. I my tak tę twórczość widzimy. Może w zetknięciu z przyrodą jest on radosny i otwarty, ale w kontaktach z ludźmi jest raczej zrezygnowany i zgaszony. Zwróć uwagę jak mało jest pozytywnych bohaterów w jego utworach. Potęgowa? Kto jeszcze? Zresztą "Ballada dla Potęgowej" znalazła się w naszym spektaklu. Stachura jest przekonany tylko do takich osób, które zna od dawna, większość natomiast traktuje nieufnie i z dystansem. Jego teksty są w ogóle trudne do interpretacji. Marzył o tym, aby pisać idąc i często tak właśnie robił. Stąd taka duża doza szczerości i autentyzmu w jego twórczości, ogromna spontaniczność. Staramy się tę spontaniczność i szczerość zachować, czasami pod wpływem nastroju chwili zmieniam interpretację dostosowując ją do różnych widowni, dla których występujemy. Niekiedy próbuję jakby rozmawiać z publicznością, innym razem separuję się od niej. Nasz spektakl przyjmowany jest różnie. Od zachwytów i pochwał aż do zarzutów, że szargamy świętości i do zupełnej negacji. Jedni wytykają mi braki w warsztacie, inni twierdzą, że brak przygotowania  aktorskiego pozwala bardziej autentycznie recytować Stachurę. Ja natomiast staram się, aby przede wszystkim było szczerze, bo to najważniejsze.

Twórczość Edwarda Stachury to nie jedyny kierunek zainteresowań Sławka Zygmunta i Wojtka Olańskiego. Przygotowują właśnie większy spektakl oparty na ,,Lękach porannych" Stanisława Grochowiaka, który nosić będzie tytuł „Respublika Alkoholica". Będący w próbach program zainteresował i uzyskał już nawet poparcie Polskiego Komitetu Antyalkoholowego. Do rzeczy o problematyce mniej poważnej zaliczyć można, będący również w przygotowaniu inny program, na który złożą się piosenki Paula Simona, Boba Dylana oraz utwory własne. Na razie jest jeszcze bez tytułu, ale wiadomo, że będzie miał charakter folkowy i na dwadzieścia przedstawionych w nim ballad, około siedmiu napisał Sławek Zygmunt.
Mówią, że chcą śpiewać poezję, dążą do profesjonalizmu. Ich utwory mają własny, niepowtarzalny klimat, śpiewają równymi, mocnymi głosami. Myślę, że warto ich posłuchać. Najczęściej występują w „Hybrydach".

Jacek Kulczycki, Politechnik, 28.04.1985