Sławomir Zygmunt opowiada o nowej płycie pt. „Wódeczko, wódeczko”.
STANISŁAW GŁOWACZ: Jesteś fanem wódki? Twoja nowa płyta, której zawartość już znam ma tytuł „Wódeczko, wódeczko”. Skąd taki pomysł?
SŁAWEK: Z tym pomysłem noszę się od dawna. Wreszcie się udało go zrealizować. To płyta koncepcyjna, czyli taka, na którym utwory tworzą całość pod względem literackim i muzycznym. Przy czym, trzeba to podkreślić, nie byłoby tej płyty, gdyby nie znakomite teksty Antoniego Murackiego, które sięgają dalej, głębiej, niż tylko problemu alkoholowego. Mówią o samotności, wyobcowaniu, stygmatyzowaniu, ale też poszukiwaniu sensu życia i walce z przeciwnościami, czyli o tym, co dotyka ludzi na całym świecie. Natomiast jeśli chodzi o alkohol, to nie jestem jakimś specjalnym fanem wódki, ale czasami lubię się napić w dobrym towarzystwie, oczywiście bez upijania się i bez przykrych konsekwencji z tym związanych.
STANISŁAW GŁOWACZ: Powiem Ci, że mimo iż nie przepadam za tak zwaną poezją śpiewaną czy piosenką literacką, to ten materiał zrobił na mnie duże wrażenie. Daleko wychodzi poza ramy identyfikowanego z Tobą gatunku muzycznego, a tytułowy utwór, czyli "Wódeczko, wódeczko" to hicior, moim skromnym zdaniem. Czy to zasługa Stanisława Bokowego, aranżera, czy zamierzony zabieg artystyczny?
SŁAWEK: Z całym szacunkiem, ale nie przepadam za szufladkowaniem. Pod względem muzycznym sięgam dalej, niż przysłowiowe "smędzenie" z którym niektórzy kojarzą poezję śpiewaną. W swoich kompozycjach nawiązuję i do ballady, bluesa czy rocka, ale także do muzyki klasycznej, która ma dla mnie ogromne znaczenie. W wielkim uproszczeniu powiem tak: uwielbiam Boba Dylana i Led Zeppelin, ale także Jana Sebastiana Bacha oraz Witolda Lutosławskiego. I taka właśnie jest płyta "Wódeczko, wódeczko". Cieszę się, że już po pierwszym przesłuchaniu prawidłowo odebrałeś przesłanie tych utworów. Natomiast jeśli chodzi o Stanisława Bokowego, to mogę powiedzieć, że trafiłem na znakomitego muzyka i aranżera, który potrafił nadać moim pomysłom muzycznym wspaniałe, niepowtarzalne brzmienie. To nasza druga wspólna płyta. Pierwszą były Przygody żółtego bałwanka. Zresztą jego rola nie sprowadza się tylko do funkcji aranżera i realizatora nagrań. Jest świetnym multiinstrumentalistą, co słychać w wielu utworach. Tytułowa piosenka pt. "Wódeczko, wódeczko", to według Ciebie hicior i powiem szczerze, że chciałbym, żeby tak było. Także ze względu na Stanisława Bokowego, który wymyślił, żeby ten utwór nagrać z wykorzystaniem instrumentów dętych.
STANISŁAW GŁOWACZ: Co sądzisz, jak Twoi zagorzali fani przyjmą ten album?
SŁAWEK: Przyjmą na pewno dobrze. Tak samo było z moimi poprzednimi płytami. Oni wiedzą, że nie wciskam im plastikowej tandety, która króluje teraz w muzyce.
STANISŁAW GŁOWACZ: Najbliższe plany, to pewnie promocja płyty, koncerty, teledyski, a myślisz już o czymś nowym na przyszłość?
SŁAWEK: Tak, chciałbym nagrać płytę z piosenkami dla dzieci.
STANISŁAW GŁOWACZ: Zanim przyjdzie nowe, na koniec naszej rozmowy chciałbym, żebyś, jako wykonawca i kompozytor, sam zarekomendował nowy album „Wódeczko, wódeczko”.
SŁAWEK: To płyta ponadczasowa. Jest jak życie. W końcu wódka leje się w historii Polski i Polaków strumieniami. Rubasznie, skocznie i z fantazją, po sienkiewiczowsku, ale także mrocznie, boleśnie, dramatycznie jak w filmach "Żółty szalik" czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". Taka jest właśnie płyta "Wódeczko, wódeczko".
STANISŁAW GŁOWACZ: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i czekamy na premierę.
Rozmawiał: Stanisław Głowacz