Tunezja
Iwona Leończuk: Nagrał pan album "16 x Edward Stachura". Kiedy zetknął się pan po raz pierwszy z twórczością Stachury? 
Sławomir Zygmunt: W drugiej połowie lat 70. przeczytałem zbiór opowiadań "Falując na wietrze". To przepiękne opowiadania o mężczyźnie, który z chlebakiem na ramieniu wędruje po Polsce i spotyka po drodze prostych, ale bardzo interesujących ludzi. W tych opowiadaniach czuło się po prostu wolność.

Czy to poszukiwanie wolności sprawiło, że dużo pan podróżował?
W latach osiemdziesiątych sporo jeździłem po świecie. Gnała mnie chyba potrzeba zobaczenia, co jest za murem, którym Polska odgrodzona była od reszty świata.

Spotkał pan w czasie swoich wędrówek ciekawych ludzi?
Tak, nawet wielu. W połowie lat osiemdziesiątych zwiedzaliśmy autostopem Włochy i Tunezję. W Tunezji dotarliśmy w pobliże miejsca, gdzie Roman Polański kręcił "Piratów". Wpadłem wtedy na pomysł, żeby odwiedzić Polańskiego. Dotarliśmy do bungalowu, w którym on mieszkał, zapukaliśmy do drzwi. Otworzył nam Murzyn. Powiedzieliśmy, że my do pana Polańskiego. Za chwilę wyszedł sam reżyser. Był na bosaka, miał długie włosy. Nie mógł nam poświęcić nawet chwili, ale załatwił, że mogliśmy zwiedzić galeon, na którym kręcono zdjęcia. Wracając spotkaliśmy Władysława Komara i Eugeniusza Żeńkę Priwieziencewa, którzy zaprosili nas do knajpy i opowiedzieli o filmie. Napisałem potem reportaż, dzięki któremu rozpocząłem współpracę z magazynem "Film".

Który kraj najbardziej się panu podobał?
Zakochałem się we Włoszech. A zwłaszcza w Sycylii. Często tam wracałem.

Musiał pan mieć sporo pieniędzy, skoro stać pana było na takie podróże?
Wręcz przeciwnie. Te wyprawy były bardzo tanie. Jeździliśmy autostopem, spaliśmy pod namiotem albo w najtańszych schroniskach. Byliśmy wtedy młodzi i nie wymagaliśmy luksusowych warunków.

Autostop nie był wtedy niebezpieczny?
Nie. A w niektórych krajach nawet był nieznany. W Tunezji byliśmy zdziwieni, ponieważ zabierały nas luksusowe limuzyny. Nie bardzo wiedzieliśmy dlaczego. Potem okazało się, że Tunezyjczycy, widząc białych zatrzymujących ich na drodze, uważali, że potrzebna jest im pomoc. Żartowaliśmy, że to my wprowadziliśmy autostop do tego kraju.

Lata osiemdziesiąte w pana życiu to nie tylko okres podróży po świecie. Wtedy też zjeździł pan całą Polskę śpiewając wiersze Stachury. To pierwszy poeta, do którego utworów pisał pan muzykę?
Nie. Na początku śpiewałem wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Pojechałem nawet z nimi do Olsztyna na "Spotkania zamkowe - śpiewajmy poezję". Poznałem tam Marka Gałązkę, który od kilku lat śpiewał poezję Stachury. Właśnie w Olsztynie dotarła do nas wiadomość, że Stachura popełnił samobójstwo. Pół roku później napisałem muzykę do tekstu "Biała lokomotywa", a potem wspólnie z Wojtkiem Olańskim scenariusz widowiska na podstawie "Dzienników" Stachury. Był to spektakl z piosenkami z moją muzyką. Wcześniej, kilka z tych piosenek, zaśpiewaliśmy z Wojtkiem w Hybrydach na 25-lecie klubu. Po występie podeszły do mnie dwie młode panie i powiedziały, że im się te piosenki bardzo podobały. Okazało się, że były to dziennikarki radiowej Trójki - Monika Olejnik i Grażyna Dobroń. Nagraliśmy wtedy dla radia kilka piosenek, które bardzo często były nadawane.

Jednak zrezygnował pan ze śpiewania wierszy Stachury?
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych zaczęła się niesamowita moda na Stachurę. Niektórzy tworzyli mu coś na kształt ołtarzyków i niemal modlili się do niego. Zniesmaczyło mnie to i zacząłem się powoli wycofywać.

I to był definitywny koniec?
Niezupełnie. Na początku lat dziewięćdziesiątych zaproponowano mi nagranie piosenek do tekstów Stachury, ale nic z tego nie wyszło. Wtedy zaczęło mnie coraz bardziej wciągać dziennikarstwo, którym zajmowałem się już od kilku lat. Po dziesięciu latach od próby wydania tamtej płyty zwrócił się do mnie kolejny wydawca. Okazało się, że przypadkiem natrafił na moje stare nagrania i postanowił wydać album. Płyta nieźle się sprzedaje, dostałem zaproszenia do kilku rozgłośni radiowych.

Dla wielu znajomych jest pan dziennikarzem. Jak zareagowali, gdy płyta trafiła do sklepów?
Ci, którzy od dawna ze mną pracują, wiedzieli, że kiedyś śpiewałem. Niektórzy byli nawet na moich koncertach. Dla reszty było to pewne zaskoczenie. Na czas nagrywania wziąłem urlop. Nikomu nie mówiłem o swoich planach, żeby nie zapeszyć.

Rozmawiała: Iwona Leończuk, Super Express, 13.01.2003