Ze Sławomirem Zygmuntem, artystą mieszkającym na naszym Osiedlu, rozmawia Alicja Pietruszka - specjalista do spraw społeczno-kulturalnych w Klubie Seniora "Służewiak".
Alicja Pietruszka: Jak długo mieszka Pan na Osiedlu "Służew nad Dolinką"?
Sławomir Zygmunt: Na naszym Osiedlu Służew nad Dolinką mieszkam od 2009 roku, przy czym najpierw mieszkałem na ulicy Bacha, a od grudnia 2021 roku mieszkam na ulicy Batuty. Bardzo lubię to osiedle, jest znakomicie usytuowane, zielone, z licznymi sklepami, trzema bazarkami w pobliżu. I z metrem dosłownie o krok.
A.P: Kiedy odkrył Pan muzykę w swoim życiu?
Sławomir Zygmunt: Bardzo wcześnie, w dzieciństwie. Najpierw uczęszczałem na chór, a potem, jeszcze w szkole podstawowej, zacząłem uczyć się grać na gitarze klasycznej w Warszawskim Towarzystwie Muzycznym im. Stanisława Moniuszki. Oczywiście jako nastolatek, fascynowałem się muzyką rockową, szczególnie bluesem, ale kiedy w wieku 15 lat odkryłem Boba Dylana, bardziej się zainteresowałem muzyką folkową, balladową (m.in. Bob Dylan, Simon and Garfunkel, Leonard Cohen). Ale nigdy, tak naprawdę, nie odciąłem się od muzyki klasycznej. Wciąż chodzę na koncerty muzyki poważnej. Z mojej kolekcji płyt, liczącej ponad dwa tysiące sztuk, najwięcej jest albumów z taką muzyką. Szczególnie interesuje mnie muzyka czasów baroku, zwłaszcza opera barokowa.
A.P: Skąd czerpie Pan inspirację?
Sławomir Zygmunt: Rozumiem, że pyta Pani o moje piosenki? W sumie jako autor (tekstów), przede wszystkim jednak jako kompozytor, stworzyłem około 250 piosenek. Ponadto muzykę do kilku filmów dokumentalnych i sztuk teatralnych. Jeśli chodzi o moje piosenki, ale także moje opowiadania i powieści (notabene można je wypożyczyć z naszej osiedlowej biblioteki), to zawsze inspiracją jest życie. Przede wszystkim moje. Już sporo przeżyłem w tym moim życiu, mam więc skąd czerpać. Ale nie tylko, bo śpiewam od lat także, z własną muzyką, m.in. wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Edwarda Stachury - z którymi się mocno identyfikuję. Być może dlatego. to moje śpiewanie jest tak emocjonalne.
A.P.: Czy uważa Pan, że muzyka łagodzi obyczaje?
Sławomir Zygmunt: Oczywiście, muzyka łagodzi obyczaje i bardzo zbliża ludzi do siebie. Często zupełnie innych kultur, narodowości, nie mówiąc o języku. Dawno temu, jeszcze w studenckich czasach, w środku nocy na kempingu w Rzymie, wyjąłem gitarę i zacząłem śpiewać ballady Leonarda Cohena po polsku. Proszę sobie wyobrazić, że z namiotów powyłazili ludzie, dosiedli się do mnie i zaczęli śpiewać te same piosenki w swoich językach: po włosku, angielsku, niemiecku, szwedzku, grecku itd. I śpiewaliśmy tak do rana. To było niesamowite. Ale to świadczy o tym, że właściwie tylko muzyka, zwłaszcza teraz, w tych czasach nienawiści do drugiego człowieka, jest w stanie ich pogodzić, wyciszyć, złagodzić, doprowadzić do tego, by uśmiech zagościł na ich twarzach.
A.P.: Dlaczego śpiewa Pan poezję?
Sławomir Zygmunt: Nie śpiewam tylko poezji, śpiewam po prostu dobre teksty. O sobie nigdy bym nie powiedział: poeta. Jeśli już, to raczej tekściarz, autor tekstów piosenek. Poza tym nie lubię określenia poezja śpiewana czy piosenka studencka. Bo to spore uproszczenie, zwłaszcza w moim przypadku. Gdybym miał jakoś określić, to co śpiewam, to nazwałbym to piosenką literacką. I teraz, jeśli to są moje teksty, to śpiewam o sobie, o tym jak odbieram świat, życie itd. Jeśli natomiast to nie są moje teksty, to zawsze wybieram takie z którymi się identyfikuję i które też, w jakimś stopniu, opowiadają o mnie.
A.P.: Uważam, że dziś coraz mniej jest poezji w naszym życiu, języku. Panie Sławku, czy poezja jest potrzebna w dzisiejszych czasach?
Sławomir Zygmunt: Z poezją, wbrew pozorom, nie jest tak źle w tym naszym świecie zdominownym przez multimedia. I mimo obcinania jej w programach języka polskiego w szkołach, jakoś przetrwała. Dlaczego? Bo ludzie są już zmęczeni tym plastikowym, nieprawdziwym światem, utkanym z wszechobecnych reklam. I oczywiście z tym okropnym językiem, z którym się codziennie stykają. Ludzie łakną powrotu do normalności, do spokoju, do pięknej polskiej mowy, a to wszystko możemy odnaleźć właśnie w poezji. Z tym że poeci są bardzo rzadko wydawani przez duże wydawnictwa. Oczywiście oprócz tych uznanych, klasyków. Zresztą poezja była zawsze niszowa, trochę na marginesie. Patrząc na to z drugiej strony, czy naprawdę poezja musi być masowa? Według mnie, absolutnie nie. I oto teraz, po kilku latach posuchy, zepchnięcia na margines, poezja zaczyna powracać, odradzać się jak feniks z popiołów. Powstają, najcześciej przy domach kultury i bibliotekach, grupy poetyckie, które organizują spotkania, czytanie wierszy, dyskusje, konkursy poetyckie, koncerty z piosenką literacką, poetycką. Ci ludzie zakładają prywatne wydawnictwa, skądś zdobywają pieniądze i wydają tomiki wierszy. Powstają też blogi poetyckie w Internecie, gdzie naczęściej prezentują się młodzi poeci. Obserwuję to zjawisko już co najmniej od 10 lat. To jest piękne i potrzebne. Jeśli na mój koncert w niedużym mieście przyszło tak wiele osób, że sala pękała w szwach, ludzie stali pod ścianami, a grałem wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, które nie są przecież łatwe, to jednak to o czymś świadczy. Ludzie potrzebują poezji.
A.P: Edward Stachura powiedział: wszystko jest poezją, każdy jest poetą, a Pan jak myśli?
Sławomir Zygmunt: Zgadzam się ze Stachurą: wszystko jest poezją, a każdy jest poetą, chociaż większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Oczywiście nie dosłownie. Stachurze bardziej chodziło o to, że poezja nie jest tylko zarezerwowana dla artystów, ale jest powszechnym, uniwersalnym sposobem patrzenia na świat, na codzienne życie i nawet na pracę każdego człowieka, która może być odbierana i wyrażana w sposób poetycki.
A.P.: Tworzy Pan 45 lat. Czy myśli Pan, że mógłby uprawiać inny zawód?
Sławomir Zygmunt: W moim przypadku, trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ ja łączę różne sfery moich zainteresowań artystycznych i staram się je w pełni wykorzystywać zawodowo. Debiutowałem 45 lat temu jako muzyk/piosenkarz, a także kompozytor i autor piosenek. Ale potem przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz piszący o filmie i muzyce. Skończyło się to na tym, że zacząłem pisać książki, sztuki teatralne (oraz muzykę do nich). Precyzyjnie odpowiadając na Pani pytanie: nie mógłbym.
Nad Dolinką - Magazyn Spółdzielczy SM "Służew nad Dolinką", Nr 42 - grudzień 2025
Sławomir Zygmunt - muzyk, kompozytor, dziennikarz (absolwent Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego), a także pisarz. Autor 250 piosenek, nagrał 10 solowych płyt CD. Jako dziennikarz opublikował ponad 1800 artykułów (recenzji, wywiadów, reportaży). W latach 80. XX wieku związany artystycznie ze słynnym klubem Hybrydy. Napisał cztery sztuki teatralne ("Sted: opowieść-wiatr", "Nauczyciel", "Basia. Opowieść o żonie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego", "Żenia, czyli od Polańskiego do Złotopolskich") oraz cztery książki: 1. "Bruce Lee i inni. Leksykon filmów wschodnich sztuk walki" (stał się bestsellerem i miał już trzy wydania), 2. „Spotkania z..." z 60. fascynującymi wywiadami (m.in. z Z. Beksińskim, P. Gintrowskim, J. Kaczmarskim, G. Holoubkiem, R. Wilhelmim), 3. powieść "Anna oraz inne klubowe opowiastki", której akcja rozgrywa się w latach 80. XX wieku w słynnym klubie Hybrydy, 4. powieść "Maria oraz inne czerniakowskie opowiastki". Warszawiak rodem z Czerniakowa. Jego dziadkowie mieszkali w tej samej kamienicy (róg Podchorążych i Hołówki), co poeta Krzysztof Kamil Baczyński. Komponuje także muzykę do filmów dokumentalnych (m.in. „Ku pokrzepieniu powstańczych serc. Historia obrazu Matka Boska Armii Krajowej"). Dwukrotnie odznaczony (w 2017 Brązowym i w 2025 Srebrnym) Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Sławomir Zygmunt to artysta, który wywołuje wzruszenia nie tylko swoimi piosenkami, książkami i sztukami teatralnymi, ale też cechuje go poczucie humoru i ostre spojrzenie na otaczającą rzeczywistość.

