Cała moja rodzina i od strony mamy, i taty pochodziła z Czerniakowa. Wszyscy byli bardzo muzykalni. Ojciec nieźle grał na akordeonie (uwielbiał Jana Kiepurę), mama ładnie śpiewała. Mój dziadek Stanisław (na zdjęciu z prawej), na ogół wzbraniał się przed śpiewaniem, ale jedną pieśń, "Czarną Mańkę", lubił tak bardzo, że zdarzało mu się, przy okazji jakichś uroczystości rodzinnych, publicznie ją wykonywać. To były czasy, kiedy - mimo wszechobecnej biedy - ludzie często spotykali się ze sobą. Hucznie obchodzono imieniny (tak jak w piosence Grzesiuka "U cioci na imieninach"), na które zapraszano nie tylko rodzinę, ale także przyjaciół i sąsiadów.
Od najmłodszych lat słuchałem ballad Grzesiuka i bardzo szybko nauczyłem się je śpiewać. Moje pierwsze występy miały miejsce na uroczystościach rodzinnych, kiedy to trzymając w ręku skakankę siostry (imitującą mikrofon) śpiewałem ballady Grzesiuka.
Na zdjęciu z lewej strony widać mojego tatę (na dole, od lewej) z moimi wujami. Ostatnie takie "czerniakowskie trio" w drodze do cioci na imieniny.
Od najmłodszych lat słuchałem ballad Grzesiuka i bardzo szybko nauczyłem się je śpiewać. Moje pierwsze występy miały miejsce na uroczystościach rodzinnych, kiedy to trzymając w ręku skakankę siostry (imitującą mikrofon) śpiewałem ballady Grzesiuka.
GITARA
W szkole podstawowej uczęszczałem na lekcje gry na gitarze klasycznej do znajdującego się w Parku Morskie Oko Pałacyku Szustra - mieściło się tam Warszawskie Towarzystwo Muzyczne im. St. Moniuszki. Ćwiczyłem pasaże, gamy, palcówki, i grałem przeróżne menuety, sonaty, fugi, m.in. Bacha, którego wciąż uwielbiam. Jego muzyka jest jak kosmos, nieodgadniona, nie do uchwycenia. Mimo że nieźle znam jego utwory, to ile razy bym ich nie słuchał, zawsze znajduje w nich coś nowego, zaskakującego. Podobnie jest z filmami Sama Peckinpaha - jednego z moich ulubionych reżyserów.