logo

Zgryźliwy tetryk

"Grałem zawodowych zabójców, piratów, bogaczy, nawet śpiewałem, mimo że niezbyt potrafię" - powiedział w jednym z wywiadów Walter Matthau. Pochodzi z żydowskiej rodziny polskiego pochodzenia. Dorastał w Nowym Jorku. Pierwsze kroki w aktorstwie stawiał w wieku 11 lat na deskach Yiddish Theatre. Ukończył dwa wydziały: aktorski i... dziennikarski. "To tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że nie mam za grosz talentu i że nie zrobię kariery w show businessie" - podkreślał w wywiadach. Gdy przyszedł na przesłuchanie do teatru i poproszono go o podanie nazwiska, reżyser za nic nie potrafił go wymówić. Ale nic w tym dziwnego, bo i nam przychodzi z trudnością wymówienie nazwiska Matuschanskayasky. Pierwszą radą jaką młody aktor usłyszał od reżysera, była: "Jeśli chcesz pracować w tej branży, chłopcze, zmień nazwisko". I tak narodził się Walter Matthau. Po sukcesach na Broadwayu aktor zadebiutował na dużym ekranie w westernie "Traper z Kentucky" (1955). Warunki fizyczne: wyprostowana jak tyczka sylwetka i pokryta bruzdami twarz z wielkim nosem, predestynowały go do ról charakterystycznych. Z powodzeniem grał choleryków, nerwusów, pieniaczy w komediach. Wspaniały duet aktorski stworzył z Jackiem Lemmonem, z którym wystąpił w dziesięciu filmach (m.in. "Najlepszy kumpel, "Dziwna para", "Dwaj zgryźliwi tetrycy").  Za role w "Szczęściu Harry'ego" (1966) otrzymał Oscara. W 1961 roku wyreżyserował, jak dotąd, jeden film "Historia gangstera" z powodzeniem grając także główną rolę. Prawdziwą kreację stworzył w sensacyjnym dramacie "Charley Varrick" (1973) Don Siegela. Jego bohater, ścigany przez mafię i policję, wychodzi cało z opresji, bo brutalnej przemocy przeciwstawia spryt i doświadczenie starego gangstera. Matthau jest profesjonalistą w każdym calu, nie spóźnia się na plan, zawsze przychodzi świetnie przygotowany, jest uprzejmy dla całej ekipy. Jeśli jednak jego partnerzy zaczynają kaprysić i udawać "gwiazdy", staje się kąśliwy jak osa i nie przebiera wtedy w słowach. O Barbrze Streisand, swojej partnerce z filmu "Hello, Dolly" (1969), która stwarzała ogromne problemy podczas zdjęć, powiedział krótko: "Ona nie jest warta nawet mojego jednego pierdnięcia". W samych superlatywach wypowiadał się o Walterze Matthau Roman Polański, w którego filmie "Piraci" aktor zagrał kapitana Reda.
Sławomir Zygmunt, TV Pilot 1999