Spadkobierca Chaplina
Charlie Chaplin stworzył postać włóczęgi w za dużych butach, bufiastych spodniach, meloniku i z laseczką. Woody Allen - niskiego, cherlawego, zakompleksionego nowojorskiego intelektualistę.
Jest jedynym w świecie reżyserem pokazującym z takim uporem w swoich filmach miasto, które obsesyjnie kocha. Można by wręcz zaryzykować tezę, że gdyby nie Nowy Jork, Woody Allen nie stworzyłby większości swoich filmów. Dlaczego? Dlatego, że prawie wszystkie opowiedziane przez niego historie rozgrywają się właśnie w Nowym Jorku: na Broadwayu, w Brooklynie, przede wszystkim na Manhattanie. Allen bardzo niechętnie opuszcza swoje miasto. Nie wyjeżdża nawet do Hollywood (o którym zresztą wyraża się z pogada) po odbiór Oscarów. Każdy wyjazd z Nowego Jorku przyprawia go o nerwicę. Najlepiej oddaje to scena z "Annie Hali" (film nagrodzono 4 Oscarami). Bohater przyleciał z Nowego Jorku do Los Angeles, by odzyskać ukochaną dziewczynę. Wynajął samochód, spowodował wypadek i tak się zdenerwował, że na oczach policjantów podarł własne prawo jazdy.
Sztuka filmowa, którą uprawia Allen, nie ma naśladowców na świecie. Jest on bodaj ostatnim komikiem w dziejach kina, o którym śmiało można powiedzieć, że jest w prostej linii spadkobiercą braci Marx (błyskotliwe, nieodparcie śmieszne dialogi) i Charlie Chaplina. Siłą Woody Allena jest to, że potrafi się śmiać z siebie. Bohater jego filmów to alter ego reżysera: niski, chudy okularnik, zakompleksiony zarówno z powodu swojego żydowskiego pochodzenia, jak i wyglądu. Na dodatek intelektualista i hipochondryk. W pierwszym etapie swojej twórczości (od debiutu "Bierz forsę i w nogi" do "Annie Hali") Woody Allen uprawiał komizm nawiązujący do burleski. Z czasem jego komedie stały się coraz bardziej liryczne i smutne ("Manhattan", "Hannah i jej siostry"). Allen uwielbia zabawę w kino. To on pierwszy w "Zeligu" spowodował, że jego bohater-kameleon spotkał się na ekranie z Hitlerem, zaś w "Purpurowej róży z Kairu" aktor zszedł z ekranu na widownię. Teraz robi się w kinie takie sztuczki coraz częściej ("Forrest Gump"). Woody Allen pracuje jak dobrze naoliwiona maszyna. Od prawie 30 lat co roku wypuszcza jeden film. Jest artystą, na którego filmy czeka się z niecierpliwością. Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy przestanie kręcić.
Sławomir Zygmunt, Tele Magazyn