logo

Więzień też człowiek

Świetlica jest nieduża,

może pomieścić około 70 osób. Wszystkie miejsca zajęte. Gdy Grzegorz Benda podchodzi do mikrofonu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki milkną wszelkie rozmowy. „W dzisiejszym koncercie usłyszycie ballady Boba Dylana, Paula Simona, Leonarda Cohena oraz piosenki autorskie w wykonaniu Grzegorza Grabskiego, Piotra Krupy i Sławomira Zygmunta".
Pierwszy na maleńką scenę wchodzi Piotrek Krupa. Po jego krótkim występie przy mikrofonach siadam ja. Przez chwilę patrzę w twarze siedzących w pierwszym rzędzie. Mierzymy się wzrokiem. Odczuwam lekką tremę choć to przecież nie mój pierwszy w życiu występ. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że koncert odbywa się w... Zakładzie Karnym w Siedlcach, a widownię stanowią... recydywiści. Nie boję się. To nie strach czysto fizyczny. To pewna bariera psychologiczna. Ogromna chęć wsączenia w ich dusze innych wartości niż te, które do tej pory były dla nich znaczącymi. Czy to się uda? Siedzący niedaleko sceny Krzysztof Mazur uśmiecha się, dodaje mi otuchy. Jest nietypowym funkcjonariuszem więziennictwa. Ukończył Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych oraz obronił rozprawę doktorską. Gdy w 1985 roku rozpoczął pracę, zajęcia kulturalne w więzieniu ograniczały się do: prasy, radia, telewizji, gier stolikowych i projekcji objazdowego kina. Skazani mówili mu, że przede wszystkim brakuje im kontaktu z żywym człowiekiem zza muru. Gdy objął stanowisko wychowawcy ds. kulturalno-oświatowych zaczął działać. Najpierw próbował organizować więźniom kulturę drogą administracyjną. Niestety wszystko rozbijało się o brak funduszy. Postanowił więc spróbować metody niekonwencjonalnej. Zaczął pisać listy, dzwonić, w końcu nic nie ryzykował, co najwyżej tracił swój czas. Zaraził swoją nietypową pasją Pawła Nasiłowskiego — absolwenta teatrologii. Zaczęli razem pracować. Oczywiście nic by nie zwojowali, gdyby nie naczelnik więzienia, major Zbigniew Kuźnia, który nie tylko udzielił im błogosławieństwa, ale sam włączył się z czynną pomocą.
Początek był obiecujący, przyjechali dziennikarze z „Zapraszamy do Trójki" wraz z folkowym piosenkarzem Petem Mortonem. Koncert odbił się szerokim echem nie tylko wśród skazanych w Siedlcach, ale i w innych zakładach karnych. To dało dodatkowy impuls do działania. Nawiązano współprace z kurią biskupią oraz z seminarium duchownym. W zakładzie zaczął działać na wzór amerykański klub anonimowego alkoholika. Pomoc w organizowaniu koncertów zaoferował klub lite-racko-muzyczny „Ballada" działający przy Ośrodku Kultury na Ochocie w Warszawie. Odwiedzili także więzienie przedstawiciele ruchu Hare Kriszna. Były obawy czy to spotkanie „chwyci", bo filozofia, bo Hindusi, bo muzyka, która jest nieprzyswajalna dla wielu osób. Okazało się jednak, że impreza wypadła nad podziw dobrze. Zainteresowanie było duże, odbiór wspaniały.
Swoją pracę Krzysztof Mazur i Paweł Nasiłowski nazywają umownie „wrzuceniem skazanym tematów do myślenia". Każdy człowiek odczuwa potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem. Więźniowie z racji odosobnienia odczuwają tę potrzebę o wiele mocniej niż ludzie na wolności. Najgorsza w tym środowisku jest apatia. Wśród recydywistów funkcjonuje powiedzenie: micha, kima i dnia ni ma. Taka egzystencja w ciągu trzech, czterech lat jest w stanie pozbawić — nawet tych, którzy posiadają dość duży wskaźnik inteligencji — najprostszych ludzkich odruchów. Takie imprezy jak dzisiejszy koncert są rodzajem grupowej terapii. Zmuszają więźniów do myślenia. To jest dla nich wydarzenie, oni będą o tym długo między sobą rozmawiać, pisać w listach do rodziny. Dzięki takim spotkaniom każdy z nich może zobaczyć jak wygląda świat ludzi wolnych i ten świat ma ich zachęcić do pracy nad sobą. Nie bez znaczenia dla skazanych jest także fakt, że ludzie zza muru przyjechali, żeby dla nich zagrać za darmo. To znaczy, że nie wszyscy stawiają na nich krzyżyk. To podnosi ich na duchu, wzmacnia moralnie.
Rozpoczynali pracę w więzieniu nie bez pewnych obaw. Nasłuchali się tylu opowieści o torturach, więziennym drylu, o „czarnym chlebie i czarnej kawie". Rzeczywistość okazała się inna, choć przyznają, że ta praca nie należy do łatwych. Głównie z dwóch powodów. Po pierwsze — niskie pensje. Jeśli absolwentowi  wyższej uczelni proponuje się 400 tys. zł to jest to nieporozumienie. Nikt za takie pieniądze nie będzie pracował w poczuciu stałego zagrożenia życia. Po drugie to jest to służba mundurowa, dyspozycyjna. W razie ogłoszenia stanu zagrożenia jednostki, nic się nie liczy — ani rodzina, ani własne plany. Odczuli to na własnej skórze podczas ogólnopolskiego wrzenia w zakładach karnych. W Siedlcach skazani ogłosili głodówką protestacyjną na znak solidarności z zakładami w Nowogardzie, Goleniowie i Czarnem. Po tym co się wydarzyło w innych więzieniach spodziewano się najgorszego. Na terenie jednostki wprowadzono ostre pogotowie. Dwa plutony milicji z karabinami gotowymi do strzału obstawiły więzienie od zewnątrz. Na szczęście zwyciężył rozsądek. Nie palono, nie niszczono, nie demolowano. Po trzech dniach skazani zaczęli przyjmowa posiłki. Dla Krzysztofa i Pawła te trzy dni były wystawieniem nerwów na wielka próbę.
Często spotykają się z pytaniem: Czy pan się nie boi pracować z mordercami, gwałcicielami, złodziejami? Gdyby oceniali tych ludzi na podstawie artykułu i paragrafu, szybko zrezygnowaliby z tej pracy. Świadomość obcowania na co dzień z przestępcą nie może dominować nad tym, że przede wszystkim jest to człowiek. Człowiek który popełnił błąd i któremu trzeba pomóc. Faktem jest, że w resocjalizacji ponoszą więcej porażek niż zwycięstw. Ale nie wynika to z ich nieumiejętności czy ze złej woli, lecz z warunków zewętrznych. Bo jeśli przygotują skazanego do życia na wolności, to on po wyjściu z więzienia wraca na ten sam róg ulicy, pod tę samą budkę z piwem, do tego samego środowiska. Bez pracy, nowego miejsca zamieszkania, przede wszystkim zaś bez aprobaty ludzi na wolności ich działanie kończy się klęską. Nasze społeczeństwo nie iest przygotowane do życia w symbiozie z byłymi skazanymi. Jeśli nad kimś zawiśnie odium przestępcy, to jest on już przekreślony. Rzeczywiście, w 95 proc. są to notoryczni kryminaliści, ale traci na tym te 5 proc., które z braku społecznego zrozumienia wraca do więzienia. Jeśli jednak z 50 skazanych na oddziale uda się wychowawcy uratować 2 w ciągu roku, to jest to sukces.     Krzysztof Mazur i Paweł Nasiłowski mają ambitne plany. Chcą wspólnie z więźniami stworzyć własną audycję radiową, skrzyżowanie "60 minut na godzinę" z „Teleexpressem". Nazywałaby się „Dźwiękowa sałata z kraju i ze świata". Chcą także wydawać własną gazetę — „My — biuletyn skazanych" — w której więźniowie pisaliby o swoich problemach. Czy to się uda? Nie wiadomo. Są przygotowani, że wiele projektów nie znajdzie oddźwięku u skazanych. Dlatego działają wielokierunkowo. Jeżeli z 20 pomysłów sprawdzą się 4, to będzie znak, że idą w dobrym kierunku. A jeżeli im sie uda, to w ich ślady pójdą inne zakłady karne.
Koncert powoli dobiega końca. Więźniowie klaszczą w rytm muzyki i podśpiewują, co podobno jest zjawiskiem niespotykanym w tym środowisku. Na zapowiedź Grzegorza Bendy, że "usłyszycie jeszcze dwie piosenki, bo o 12.00 macie obiad" reagują głośno, że "dzisiaj mogą nie jeść, żeby tylko grali". Jednak kończymy o 12.00 - regulamin rzecz święta. Gdy zapalają sie światła więźniowie powoli opuszczają salę.
Patrząc na nich zastanawiam się czy bardziej my im "wrzucilismy temat do myslenia", czy oni nam.
SŁAWOMIR ZYGMUNT, Politechnik, 11 lutego 1990