
Zrobiło się akwarelowo. Chyba na osłodę natura daje jesienią tyle złota, żółci i czerwieni. Żeby można się było nakarmić energetycznymi kolorami na nadciągający czas szarości. Jeśli starość mierzyć niechęcią do zimy, to ja już jestem staruszką, bo coraz gorzej znoszę chlapę, ciapę, łyse drzewa i ciemności o trzeciej po południu. Póki więc jeszcze słońce przebija się przez chmury i jesienne mgły, które zresztą są tak cudnie impresjonistyczne, otwieram oczy najszerzej jak tylko o tej porze roku potrafię.
 Istnieje tylko październik, ze swoją ciepłą, otulającą  paletą kolorów. Żółty to ponoć kolor uwodzenia, twórczości, mądrości i  komunikacji. Pomarańczowoczerwony pobudza, jest namiętny, zachęca do  jedzenia i towarzystwa.  Czerwony to kolor dawania, ma jednak w sobie  energię i miłości, i gniewu. Podgrzewa uczucia i podnosi ciśnienie.  Brązy są symbolem trwałości, niezawodności i stabilności. Złoto to znak  bogactwa i zapowiedź lepszych czasów. Ktoś tu mówił o trudnej jesieni?  Chyba cierpi na achromatopsję*.
*Choroba objawiająca się ślepotą barw.
Anna Ławniczak,
redaktor naczelna

