Pochodził z tak solidnego miasta jak Poznań, a wybrał tak niesolidny zawód jak aktorstwo. W 1981 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie Roman Wilhelmi dostał nagrodę za najlepszą rolę męską w filmie "Ćma". To niesamowita historia o dziennikarzu radiowym prowadzącym nocny program, w którym rozmawia z rozmaitymi ludźmi potrzebującymi pociechy i rady. Sam bohater ma nieźle poplątane życie, identyfikuje się z rozmówcami, pije, wpada w nerwicę. Ile jest w nim samego Wilhelmiego?
Aktor często grał twardzieli, męskich przystojniaków, ale z "miękkim podbrzuszem". Wcielał się w postaci śmieszne i potworne, ale nigdy czarno-białe. Zawsze pokazywał jakiś zaskakujący, miękki, ludzki rys charakteru. Pił, chyba dużo, bo zniszczył go rak wątroby. Gdyby żył, w tym roku obchodziłby piękny jubileusz - 75 urodziny. Pewnie miałby benefis w teatrze. Ale widzowie o nim nie zapomnieli. Żyje w postaci Fornalskiego z "Zaklętych rewirów", Stanisława Anioła z serialu "Alternatywy 4" i Dyzmy z "Kariery Nikodema Dyzmy" oraz dowódcy czołgu Olgierda Jarosza z serialu wszech czasów "Czterej pancerni i pies". Na planie tego serialu zaprzyjaźnił się z Januszem Gajosem, który powiedział o Romanie Wilhelmim, że robił wrażenie człowieka z wbudowanym mechanizmem wybuchowym, który eksploduje, jeżeli nie będzie innego sposobu zademonstrowania siebie jako kogoś wielkiego. Gasił ten mechanizm alkoholem. Gajos i Wilhelmi spotkali się jeszcze w genialnym przedstawieniu Teatru Telewizji "Kolacja na cztery ręce" w reżyserii Kazimierza Kutza, gdzie Janusz Gajos grał Bacha a Roman Wilhelmi - Haendla. To trzeba koniecznie zobaczyć! W rodzinnym mieście Romana Wilhelmiego, Poznaniu, z okazji 75. urodzin nazwano jego imieniem skwer oraz urządzono Dni Romana Wilhelmiego w Scenie na Piętrze, teatrze, gdzie zagrał swój ostatni spektakl "Mały światek Sammy Lee" Kena Hughesa. My przywołujemy to, co powiedział w wywiadzie w 1990 roku, na rok przed śmiercią.
Aktor
To nie ja wybrałem aktorstwo, to aktorstwo wybrało mnie. Żeby jeszcze do tej mojej biografii dołożyć coś mało znanego, to powiem, że wychowywałem się u księży salezjanów, opiekunów dzieci i młodzieży. Trafiłem na księdza, który wspaniale śpiewał, recytował i w jednej z salek parafialnych zrobił teatr. Zacząłem w nim występować. Kiedy przyszło więc do wyboru zawodu nie miałem żadnych wątpliwości, kim naprawdę chciałbym być.
Ateneum
Przez blisko 30 lat występowałem na scenie warszawskiego teatru Ateneum. Dlaczego tak długo? Z lenistwa. Po skończeniu szkoły aktorskiej chciałem pojechać nad morze, tam Zygmunt Hubner prowadził teatr, poza tym morze mnie zawsze pociągało. Ale Aleksander Bardini objął Ateneum i tam wsiąkłem. Na początku zagrałem główną rolę w przedstawieniu "Tramwaj zwany pożądaniem", ale potem jakieś drobne rólki albo wręcz epizody. Zmieniło się to dopiero od czasu objęcia stanowiska dyrektora teatru Ateneum przez Janusza Warmińskiego.
Gwiazdorzenie
Po prawie 30 latach w teatrze Ateneum zobaczyłem swoich kolegów, którzy zgłupieli i zaczęli się zachowywać jak jacyś gwiazdorzy, co wcale nie wiązało się z lepszym graniem, wręcz przeciwnie - to gwiazdorzenie wyszło im na gorsze - zaczęli grać fatalnie. W tym zawodzie, kiedy uznasz, że jesteś naprawdę dobry, kiedy tracisz ochotę na poznawanie czegoś nowego i odcinasz kupony - to trzeba zrobić przerwę i zająć się czymś innym. Kiedy zobaczyłem, co się dzieje z moimi niektórymi kolegami, postanowiłem zwiać stamtąd, bo inaczej zwariowałbym. Zwiałem do teatru Nowego, tam zagrałem Fausta, Edwarda II. Teraz nastąpiła zmiana dyrekcji, przyszedł Adam Hanuszkiewicz, człowiek niezwykły, nieprawdopodobny, 67-letni mężczyzna z duszą 20-latka, niebywale aktywny, o niesamowitej wyobraźni. I z nim wiążę nadzieje na następne ciekawe role.
Polska martyrologia
Strasznie mnie męczy polska martyrologia, ciągłe życie przeszłością - ja już nie mogę, nie słucham, nie oglądam. Niech to się wreszcie przewali, te chochoły, te pierdoły, i skończy. To co się dzieje w tej chwili to jest totalna paranoja. Wszyscy są zbawcami narodu, ale nie robią tego, co powinni robić. Ci, co najgłośniej krzyczą życiorysy mają różne. Z ich wypowiedzi wynika, że trzeba będzie zamknąć kilka teatrów na 2, 3 lata, a może i na zawsze. Bo kultura jest niedochodowa. To może w tych zamkniętych teatrach zrobić stołówki dla Kuronia? Tak być nie może. Przypominam, że w stanie wojennym minister Żygulski rozwalił trzy teatry i one już nigdy potem nie osiągnęły takiego poziomu jak wcześniej. Tego się nie dało już sklecić. A teraz jak się zamknie kilka teatrów, to młode pokolenia Polaków wyrosną na imbecylii.
Czterej pancerni i pies
To był serial, który był puszczany rano dla dzieci, ale zyskał olbrzymią popularność i brałem udział w licznych spotkaniach z publicznością na wielkich stadionach, w halach zakładowych, domach kultury, szkołach. Na te spotkania przychodziły nie tylko dzieci i młodzież, ale także dorośli. Kombatanci, czasem bez rąk, bez nóg - ja wtedy czułem się gorzej, bo oni rzeczywiście walczyli, a ja tylko na niby. Ponieważ serial odniósł niebywały sukces postanowiono nakręcić dalsze przygody pancernych. Ale mnie uśmiercono w pierwszej serii i nie wiedziano jak z tego wybrnąć. Postanowiono wtedy, że ja zagram radzieckiego sapera, który jest bratem bliźniakiem Olgierda Jarosza. Ja nie miałem nic przeciwko temu saperowi, tylko że to była bardzo źle napisana rola, więc zrezygnowałem. Co bardzo się nie spodobało decydentom i w konsekwencji spowodowało, że przez kilka lat nie dostałem żadnej znaczącej roli.
Dobre i złe filmy
Najczęściej na etapie scenariusza już widać, czy film będzie dobry czy będzie kichą. W pierwszym przypadku tak było np. z serialem "Kariera Nikodema Dyzmy" czy z filmem "Ćma" Tomka Zygadły. Drugi przypadek dotyczy np. filmu "Okolice spokojnego morza". Kiedy przeczytałem ten scenariusz od razu zorientowałem się, że on jest do niczego, ale gdyby go trochę zmienić to mogłoby być to niezłe. Zapytałem reżysera czy on się zgadza na przeróbki, powiedział, że tak. Ja mu mówię co warto by zmienić i on to wszystko zmienia. A na premierze, gdy oglądam film okazuje się, że zostało w nim tylko to, co niedobre. Tak samo było z filmem "Klątwa Doliny Węży". Ja myślałem, że gram faceta, który straciwszy żonę i dzieci ma odchylenia i początek filmu jest bardzo dobry, ale potem to wszystko się rozmywa i to, co zagrałem na początku, można wyrzucić na śmietnik.
Alternatywy 4
Nic się tak nie starzeje jak współczesna komedia. "Alternatywy 4" czekały na emisję 5 lat. Poza tym film został zmasakrowany przez cenzurę i to, co w ostateczności zobaczyliśmy na ekranie było tylko częścią tego, co było w scenariuszu Stanisława Barei. Dlatego współczesne komedie powinny być od razu emitowane w telewizji czy w kinie. Czas pracuje na ich niekorzyść. A już najbardziej w przypadku filmów Barei, bo one były zlepkiem skeczy, dowcipów, aktualnych żartów.
Błękitna nuta
Jadę do Francji 16 czerwca zagrać w najnowszym filmie Andrzeja Żuławskiego "Błękitna nuta" (La Note Bleue). Jest to film o Fryderyku Chopinie w postać którego wcieli się nasz znakomity pianista Janusz Olejniczak. Ja zagram Adalberta Grzymałę. Jest to rola drugoplanowa, ale bardzo cieszę się ze spotkania z Andrzejem Żuławskim, którego filmy bardzo cenię.
Rozmawiał: Sławomir Zygmunt, Warszawa, maj 1990
Fragment tego tekstu wykorzystała bez mojej zgody Agnieszka B. w tygodniku "Na Żywo" (nr 43 z dnia 27.10.2011). Po mojej interwencji, aczkolwiek bardzo niechętnie, opublikowano przeprosiny. W 2013 r. sytuacja się powtórzyła. Tym razem chodziło o fragment mojego wywiadu z Joanną Rawik, który bez mojej zgody wykorzystał (piórem Sylwii P.) tygodnik "Życie Na Gorąco" (Nr 40/2013).