Lennon z McCartney’em mieli swoje „strawberry fields forever”, ja też miałem w młodości takie miejsce. To był Plac (zobacz zdjęcia w Galerii), wciśnięty między przylegającą do ulicy Piaseczyńskiej kamienicę a sąsiadującą przez płot jednostkę wojskową spory kawałek trawnika.
(Powyżej na zdjęciu: Spotkanie Placowiczów, 20.10.2018, Warszawa, Restauracja Lotos. Poniżej na zdjęciu: Spotkanie Placowiczów, Warszawa, restauracja Lotos, 2008).
W założeniu plac zabaw dla dzieci, z piaskownicą, karuzelą, ławkami, ale spotykała się tam młodzież. To tam paliło się pierwsze papierosy, piło się pierwsze tanie winko, całowało się po raz pierwszy dziewczynę. Tam graliśmy również w brydża (to niesamowite, ale moje pokolenie świetnie grało w brydża) i w piłkę nożną, ganiając między huśtawką, karuzelą i piaskownicą. Zdarzało się, że piłka wpadała na teren jednostki wojskowej. Wtedy wołaliśmy: „Panie wojskowy, panie wojskowy, bądź pan człowiekiem i podaj pan piłkę”. Wartownik rozglądał się czy nie widzi go jakiś kapral, potem szybko podchodził do piłki i ogromnym, brązowym butem kopał ją z całej siły; piłka przelatywała nad Placem i wpadała… na teren gazowni.
W budynkach przy Placu mieszkali moi przyjaciele: Andrzej Witczak (Wicek), Jacek Kott, Wojtek Olański, Piotrek Wasylewski (Wasyl), Iwona Z., Gośka B., Gośka S., Gienio M., Wiesiek M. To z nimi najczęściej spotykałem się na Placu. Z rodziną Witczaków bardzo się zaprzyjaźniłem. Mama Andrzeja, pani Jadzia (na zdjęciu ze mną), traktowała (i traktuje) mnie jak syna. Andrzej od dziecka pasjonował się fotografią i kilka zdjęć na mojej stronie pochodzi z jego zbiorów. W malutkim mieszkaniu Witczaków odbyło się wiele fantastycznych spotkań, rozmów i kilka kapitalnych prywatek. To z balkonu tego mieszkania był świetny widok na Plac. W kamienicy przy Placu mieszkał także Marek Balaszczuk, świetny gitarzysta, u którego słuchałem płyt zachodnich zespołów rockowych. Koniec Placu był taki jak w książce Ferenca Molnara „Chłopcy z Placu Broni”. Na jego miejscu zbudowano wielką kamienicę.