Nie tylko Bruce Lee
Pojawienie się w 1982 roku na polskich ekranach "Wejścia Smoka" z Brucem Lee w roli głównej sprawiło, że niemal wszystkie kolejne filmy kung-fu odniosły w naszym kraju ogromny frekwencyjny sukces. Wiedza o nich, do tej pory niepełna i raczej wyrywkowa, aż prosiła się o uporządkowanie i systematyzację. Dokonał tego - z doskonałym skutkiem - Sławomir Zygmunt, autor leksykonu filmów wschodnich sztuk walki "Bruce Lee i inni".
Omówienie blisko dwustu filmów, niemal druga taka porcja sylwetek i filmografii najważniejszych twórców musi imponować: fachowej analizy i interpretacji doczekała się wreszcie cała klasyka wschodnich filmów walki. Zygmunt pisze z ogromną znajomością rzeczy, wychwytuje konteksty i nianse, na które zwykle nieczuły jest przeciętny widz. W leksykonie nie zabrakło żadnego z wielkich nazwisk kina "kopanego" - patronowi leksykonu, Bruce'owi Lee poświęcony został cały rozdział., nie mniej wyczerpująco omówiona została postać Johna Woo i Jackie Chana. W części dotyczącej amerykańskich filmów walki znajdziemy też informację o kobietach, które współtworzyły zachodnie kino kung-fu.
Najbardzie intrygujący jednak okazuje się rozdział, analizujący związki wschodnich sztuk walki z polskim kinem. Wątki te, które Zygmunt przenikliwie wydobywa na światło dzienne, zaskakują, a nierzadko bawią. Autor odkrywa między innymi, że karate znane i stosowane było już... w piętnastowiecznej Polsce.
- Akcja serialu "Przyłbice i kaptury" Marka Piestraka rozgrywa się w 1409 roku. Opowiada o walce polskiego i krzyżackiego wywiadu tuż przed bitwą pod Grunwaldem. Na dworze króla Jagiełły wywiadem kieruje ksiądz Andrzej. W jednej ze scen widzimy trening polskiego agenta, który bardzo przypomina karate. Skąd się wzięło karate w Polsce w XV wieku? - zastanawia się autor. - Nikt tego nie wie, oprócz Marka Piestraka - podsumowuje.
Leksykon "Bruce Lee i inni", opatrzony indeksem oraz mnóstwem kolorowych zdjęć, to pozycja obowiązkowa nie tylko na półce studenta filmoznawstawa. Książka zainteresuje każdego, komu bliskie są kinowe "kopanki". Napisany z dużą swadą leksykon wprowadza w tajniki wschodnich sztuk walki czytelnika zarówno obeznanego z filmami "Klasztor Shaolin" czy "Mistrzyni Wudang", jak i tych, którzy swą przygodę z filmowym kung-fu ograniczyli dotąd jedynie do "Hero" i "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka".
Matylda Dudek, Dziennik Polski, maj 2006