Spis treści

 

Dostajesz płyty z całego świata...  
Tak, przychodzą te płyty i ja ich słucham. Ale mam prostą robotę, bo najsłabsze albumy teraz nagrywają amerykańscy jazzmani. Oczywiście próbuję jeszcze ich słuchać w nadziei, że znajdę coś nowego, oryginalnego, ale jak dotąd to się nie zdarzyło. Bardzo mi jest smutno z tego powodu. Mówimy o nowym pokoleniu jazzmanów amerykańskich. To stare pokolenie wielkich muzyków jazzowych już nie żyje. Oni mieli szczyt swojej kariery w latach 60. Zwłaszcza John Coltrane, Charles Mingus. Coltrane wcześnie zmarł, ale nie wiem, co by było z nim później. Tak szybko się wypalił, nie tylko zdrowotnie. Słuchałem jego całej dyskografii. On tak szybko szedł do przodu, że to musiało się tak skończyć...

Może za szybko parł do przodu?
Oczywiście, że za szybko. Może by nastąpiła u niego jakaś blokada, może by zwariował, może by popełnił samobójstwo? Zmarł na raka. I może to go uratowało w jakims sensie od tego, co by go spotkało, gdyby stał się stary. W każdym razie nie ma w jazzie przykładu człowieka robiącego taki progres w tak krótkim czasie, tak szybko, gwałtownie.

A Charlie Parker "Bird"?
Oni byli zupełnie inni. Parker to jest jednak historia kilkudziesięciu lat, u Coltrane'a – kilku. U Milesa Davisa też to jest jednak kilkadziesiąt lat, ale w przypadku Coltrane'a tak naprawdę to okres od 1961 do 1967 jest najważniejszy. Każda jego kolejna płyta szła tak do przodu jak dziesięć lat świetlnych. To był tak szybki postęp, progres, że jeszcze dziś wielu ludzi nie pojmuje Coltrane'a. Zawsze rozumiałem, że to jest wielka sztuka, ale żeby to zrozumieć do końca to chyba nie jest możliwe. To są lata słuchania tej muzyki. Ale to był Coltrane, który szybko odszedł. Natomiast ja widziałem na koncertach tych wielkich muzyków, którzy doczekali starości. Oni wszyscy byli już swoimi cieniami. Naprawdę czasami było aż przykro na to patrzeć i tego słuchać.

Czy tylko ci, którzy umarli młodo, zostali zapamiętani, przeszli do historii? 
W pewnym sensie tak. W ich przypadku nie było tej końcówki, która po latach kariery najczęściej jest fatalna. Oczywiście są muzycy, którzy nawet w późnym wieku, grają świetnie, jak młodzieńcy, ale jest ich bardzo niewielu.

W którą stronę idzie jazz?
Nie wiem. To jest specyficzny rodzaj tworzenia, zresztą jak każda sztuka. Z natury jestem optymistą, jednak coraz częściej nachodzą mnie myśli, że to królewstwo jazzowe się zawali, rozpadnie na moich oczach. Tak się zresztą działo wielokrotnie w historii ludzkości, poczynając od upadku starożytnej Grecji i Rzymu. Wszyscy mieli wspaniały rozkwit, a potem następował upadek. W naszych czasach coraz trudniej, niestety, jest zobaczyć czy usłyszeć coś dobrego, nowego, oryginalnego. Jesteśmy zalewani masą przeciętności.

Coraz trudniej jest także porozmawiać z ludźmi na tematy dotyczące kultury wysokiej.
To już jest kwestia indywidualnych wyborów z kim się rozmawia. I to wcale nie zależy od wieku. Ja spotykam się na co dzień z wieloma młodymi ludźmi. Choć samo wykształcenie jeszcze o niczym nie świadczy. Dzisiaj problem z edukacją polega na tym, że ci młodzi ludzie mało wiedzą, bo często nie wynieśli z domu pewnych nawyków, np. czytania książek, słuchania muzyki, rozmawiania o tym z najbliższymi.

Tak naprawdę, to najbardziej kształtuje nas dom...
Dokładnie. Ja pamiętam, że w dzieciństwie chodziłem z ojcem do parku i spacerując rozwiązywaliśmy w pamięci zadania z matematyki. Tego typu zachowania w rodzinie bardzo wiele dają, kształtują charaktery młodych ludzi. I nie tylko w naukach ścisłych, ale w ogóle. To, że ludzie się buntują, wynika z tego, że upada kultura we wszystkich dziedzinach życia.

Od lat przychodzę na Festiwal Warszawa Singera i zauważyłem pozytywną zmianę z chwilą włączenia, za Twoją sprawą, muzyki jazzowej do programu tego festiwalu.
To, co ja robię nie było obecne wcześniej na tym festiwalu, który istnieje już 14 lat. W pewnym momencie szefowa festiwalu, Gołda Tencer, doszła do wniosku, że chciałaby go odmłodzić i troszkę zmienić, zdynamizować, nadać mu nowy kierunek. I poprosiła mnie, żebym podjął się tego zadania. Oczywiście wiadomo było, że chodzi o włączenie do festiwalu muzyki jazzowej. I tak powstał Singer Jazz Festiwal, który robię od 2014 roku.

To się znakomicie sprawdziło. Singer Jazz Festiwal jest dowodem, że można jazz pokazać inaczej, ciekawiej.
To prawda. Ja mam spory niesmak, jeśli chodzi o festiwale jazzowe w Polsce. Jest dosłownie kilka festiwali, które trzymają poziom, reszta to są festiwale przypadkowe. Tam występują znani amerykańscy jazzmani, ale tacy już mocno przechodzeni. Moim zdaniem to bezsensowne, zważywszy, że te kiepskie festiwale są organizowane za państwowe pieniądze. Inna sprawa, że w Polsce nie ma ludzi, którzy by organizowali festiwale za swoje pieniądze. Bo jak wykładasz własne pieniądze, to nie zrobisz festiwalu zbieraniny przypadkowych pajaców, No, chyba że chcesz, ale wtedy wydajesz tylko swoje pieniądze. Natomiast jak organizujesz festiwal za pieniądze państwowe i on jest beznadziejny, to nasuwa się pytanie czy to nie jest czasem jakiś przekręt? Nie wiem jakimi kryteriami kierują się fachowcy od rozdzielania państwowyh pieniędzy na podobne imprezy, komu, ile, za co itd., ale warto by się temu przyjrzeć.

Nasuwa się przykład Madonny, której zapłacono z góry za koncert na Stadionie Narodowym i który przyniósł prawie 5 milionów strat.
Polska na światowym rynku muzycznym ma opinię największych frajerów. Płaci najwyższe stawki, prawie w ogóle nie negocjuje, może Polacy tego nie potrafią, ale to inna sprawa. Stawki czasami Polacy płacą absurdalnie wysokie. W innym kraju to by Madonnę wyśmiali, bo tam są fachowcy, którzy błyskawicznie kalkulują koszty koncertu i wiedzą, ile mogą zapłacić. A w Polsce za publiczne pieniądze można wszystko, nawet płacić absurdalnie wysokie stawki za koncerty.

Wróćmy do polskiego jazzu. Jak to się stało, że po tylu latach powróciłeś do Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego?
W ostatnich latach wytworzyła się taka sytuacja, że wielu polskich muzyków jazzowych było niezadowolonych z ówczesnego Zarządu PSJ. I w 2016 roku powstała inicjatywa, żeby zwołać Walny Zjazd PSJ, w celu wybrania nowego Zarządu. W tym czasie zgłaszali się mnie członkowie PSJ z pytaniem: czy chciałbym kandydać do Zarządu PSJ? Wyraziłem zgodę, kiedy doszedłem do wniosku, że powstała grupa ludzi, reformatorów, która będzie w stanie postawić na nogi PSJ, odświeżyć skostniałą strukturę, nadać mu nowy kierunek działania. W wyniku tych przemyśleń pojechałem do Polski i zgodziłem się przyłączyć do tej grupy reformatorów, którzy byli kandydatami do nowego Zarządu PSJ. Po spotkaniu z nimi i owocnych rozmowach postanowiłem wziąć udział w wyborach. W trakcie Walnego Zjazdu, które odbył się 24 kwietnia 2016 r. w klubie Stodoła, grupa działaczy reformatorów, których byłem członkiem, została wybrana do nowego Zarządu PSJ.

Co nowy Zarząd wywalczył dla PSJ?
Biorąc pod uwagę sytuację w jakiej znajdowało się Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, nowy Zarząd zdołał dokonać rzeczy tak naprawdę niemożliwych do wykonania. Przez ostatnich 27 lat PSJ znajdowało się w tragicznej sytuacji finansowej, wynikającej z przemian ustrojowych, jakie się dokonały w Polsce na przełomie 1989/ 1990 roku, oraz zmian, mówiąc najogólniej, które zaistniały na rynku muzycznym. Ta fatalna sytuacja finansowa, przede wszystkim ogromne długi, łącznie z wyrokami sądowymi i nakazami komorniczymi, doprowadziły do sparaliżowania PSJ. W wyniku czego stowarzyszenie straciło swoje wszystkie aktywa, m.in. prawa do festiwalu Jazz Jamboree, klubu Akwarium, wydawnictwa PolJazz, wszystkie prawa do wydawania płyt i zarządzania nagraniami. Nowy Zarząd w ciągu zaledwie kilku miesięcy zdołał rozwiązać przede wszystkim dramatyczną sytuację finansową PSJ. Pozbył się wszystkich długów, otworzył konta bankowe i zaczął działać, by odzyskać dorobek z przeszłości. Między innymi udało się wznowić działalność klubu Akwarium w nowym miejscu, na skwerze Hoovera w Warszawie. Nie udało się na razie odzyskać praw do festiwalu Jazz Jamboree czy wydawnictwa PolJazz, ale to kwestia czasu, nowy Zarząd i to naprawi. Zarząd stara się rozszerzyć listę członków PSJ, zapraszając do współpracy młodych, utalentowanych muzyków oraz działaczy, którzy mają wizję przyszłości stowarzyszenia. Zarząd w ciągu jednego roku zmienił Statut PSJ. Głównie przenosząc go pod kątem prawnym i praktycznym do wspołczesnych czasów, do 21. wieku.
Zarząd w ramach nowego Statutu powołał Radę Programową, która zajmuje się wykonywaniem specyficznych projektów, np. organizacją corocznej Gali PSJ, podczas której będą przyznawane nagrody za twórczość jazzową i działalność na rzecz propagowania muzyki jazzowej. Pierwsza edycja tej Gali odbędzie się w marcu 2018 roku z okazji 50-lecia istnienia PSJ. Podczas uroczystości zostaną wręczone także nagrody za 50-letnią działalność w sferze polskiego jazzu.

Jak widzisz w dalszej perspektywie działalność nowego Zarządu PSJ?
Mimo pesymizmu, sceptycyzmu, krytycyzmu, które jeszcze dwa lata temu dominowały w PSJ, obecnie dzieje się tam coraz lepiej, co pozwala patrzeć z nadzieją w przyszłość. Bo jeśli się chce pracować i działać, w dodatku w doborowym, profesjonalnym towarzystwie, zawsze coś dobrego uda się zrobić.

Tak samo jak na Singer Jazz Festiwal, gdzie od lat poziom artystyczny jest bardzo wysoki. Publiczność dopisuje, domaga się więcej, więc Adam Baruch ściąga najwyższej klasy artystów z całego świata, ciągle zaskakuje swoich słuchaczy czymś nowym, nie boi się sięgać po muzykę awangardową. I niczym wspaniały maestro z wielka wprawą dyryguje, jak to robił w dzieciństwie stojąc na sankach, wielką festiwalową machiną.

Rozmawiał: Sławomir Zygmunt, Jazz Forum 9/2017, Jazz Forum 2/2018