Spis treści

zaufanie, kontrola, kłamstwo, zazdrość, nieufność, obsesja, oszustwo, wierność, związekZaufanie to czuły barometr związku. Na początku coś sobie przyrzekamy. W dobrej wierze. A potem... No cóż wpadki są na porządku dziennym. Kobieca mądrość ludowa mówi, że zaufanie zaufaniem, ale odrobina kontroli nie zawadzi. Odrobina, czyli ile? Prosić o rozkład dnia, ścigać telefonami, sprawdzać w pracy, czytać SMS-y, śledzić? W którym momencie zaczyna się zazdrość, nieufność albo wręcz obsesja?


Drobne oszustwa, kłamstwa i zdrady nie są tylko męską przypadłością. I od tego stwierdzenia trzeba zacząć rozmowę o zaufaniu w związku. Bo kto najbardziej chce kontrolować drugą osobę? Prawda jest okrutna - ten kto sam nie ma pewności czy zdoła dochować wierności i potrafi być całkiem szczery wobec partnera. Taką grę uprawiamy wszyscy nagminne. Im bardziej sami boimy się własnej zdolności do oszukiwania i kręcenia, im mniej w nas pewności, że sami nie ulegniemy fascynacji kimś innym, tym chętniej umieszczamy takie cechy w partnerze. Trudno nam mu w pełni zaufać i w ten czy inny sposób chcemy go kontrolować. Sami w głębi duszy nie zasługujemy na zaufanie, ale okropnie nie chcemy się do tego przyznać. Obarczamy więc takimi cechami partnera i walczymy z nimi, a przy okazji z nim. Ten mechanizm nazywa się projekcją i jest przez nas niesłychanie często wykorzystywany. Chroni nasz obraz we własnych oczach, ale niestety często zakłóca związek. Bo osoba podejrzewana przede wszystkim czuje dyskomfort i ma poczucie niesprawiedliwości. Nakręca się niebezpieczna spirala niechęci, która może podejrzenia zamienić w samospełniająca się przepowiednię. Jeśli o czymś stale myślisz i się tego spodziewasz - to ci się w końcu zdarza. Co prawda znacznie częściej sprawdza się to wobec zdarzeń nieprzyjemnych, ale taka to już nieznośna złośliwość bytu.

Dlaczego nie mogę zaufać

Oto jest pytanie, które trzeba sobie zadać, jeśli na samym starcie związku myślimy o tym jak partnera najlepiej skontrolować, żeby nie zostać zaskoczonym. Odpowiedź może być najprostsza z możliwych - bo już raz zwiedziono moje zaufanie. Powód tyleż zrozumiały, co co pozbawiony sensu. Wykorzystanie naszego zaufania boli i rani, to prawda. Ale kiedy czegoś takiego doświadczymy zbyt łatwo ulegamy generalizacji - czyli zaczynamy uważać, że WSZYSCY są niegodni zaufania i NIKT nie jest uczciwy i szczery. I my musimy teraz chronić się murami nieufności i kontroli, by nie narazić się na kolejne skrzywdzenie. A to oczywista bzdura! Na podstawie jednego przypadku nie mamy prawa do wyciągania takich wniosków. I choć oczywiste jest, by nie ufać w ciemno i obserwować osobę, z którą mamy zamiar być, oceniając czy istotnie zasługuje na nasze zaufanie, to nie można też w ciemno założyć, że mamy do czynienia z krętaczem. Jeśli nie możemy nikomu zaufać, to powinniśmy się przede wszystkim zastanowić, czy można zaufać nam. Czy z granitową pewnością możemy przysięgać, że NIGDY nie zakochamy się w innej osobie? Że nie będziemy próbować partnerem zamanipulować, by robił to, czego oczekujemy? Ukrywanie prawdziwych intencji to też kłamstwo, tyle że zamaskowane terminem kobieca dyplomacja. I tu dochodzimy do drugiej strony medalu, którego orłem jest zaufanie. Niezbędna reszka to wyrozumiałość. Nie każdy brak szczerości czy ukrycie swoich intencji zasługuje na miano wykroczenia przeciwko zaufaniu. Czasem można to po prostu uznać za czyjąś słabostkę tolerować, wybaczyć, uznać, że taki jest wewnętrzny koloryt tej osoby. Ważne żeby to działało symetrycznie. Byśmy i do siebie, i do partnera przykładały tę sama miarę.